"Lekcja jej śmierci" Jeffery Deaver

"Lekcja jej śmierci" Jeffery Deaver

Ostatnio zapisałam się do biblioteki nieopodal, w której jeszcze nie miałam okazji buszować. Nowe miejsce, nowe możliwości, a w literaturze wydają się absolutnie nieograniczone. Poszłam za radą bibliotekarki i wypożyczyłam kilka thrillerów, które mi poleciła. Czas pokarze czy warto.
Na pierwszy ogień poszła powieść autora "Kolekcjonera kości". Chyba każdy miłośnik gatunku wie, o czym mowa. Ja osobiście tytuł ten znam tylko i wyłącznie z dużego ekranu, chociaż muszę od razu zaznaczyć, że nie był to mój ulubiony film z tego gatunku. Ale książce postanowiłam dać szansę.


"Lekcja jej śmierci" Jeffery Deaver


Opis z okładki

New Lebanon to miasto uniwersyteckie. Tylko jak długo jeszcze? Skoro już druga studentka została bestialsko zamordowana.
Jamie... Chciałaś poznać kogoś, kto cię nauczy miłości, a znalazłaś tylko tego, który nauczył cię umierać...
Miejscowi żyją w strachu, bo podobno chodzi o zbrodnie rytualne, a Księżycowy Zabójca jest ciągle na wolności. By go osaczyć, Bill Corde musi mieć czas, fundusze i ludzi. Tyle że szeryfowi Ribbonowi potrzebny jest teraz szybki sukces, a nie drobiazgowe, długotrwałe śledztwo, bo nowe wybory wkrótce.
A przy takim postępowaniu kolejne tragedie są nieuchronne. I ofiary. Bo morderca lubi dawać lekcje - policjantom nawet bardzo. Zwłaszcza gdy mają córki sprawiające problemy...

Moja recenzja

Tak jak napisałam wcześniej "Kolekcjoner kości" nie jest moim ulubionym filmem o tematyce kryminalnej. Mogę wymienić dosłownie trzydzieści lepszych produkcji, do których chętnie wracam. Jednak z czystej ciekawości postanowiłam przeczytać tą powieść, zwłaszcza, że opis mnie zainteresował.
Zacznijmy od głównego bohatera. Jest to policjant z przeszłością, którą stara się nie afiszować. Nie jest kryształowo czysty, ma swoje problemy i rozterki. W tym momencie jego głównym zmartwieniem jest córka, dziewięcioletnia Sarah, która boryka się z kłopotami w szkole. Nie są to jednak takie zwyczajne problemy, mamy tu do czynienia dosłownie z paniką i strachem przed lekcjami, czego nikt nie potrafi zrozumieć, pogarszając tylko stan dziewczynki.
Rodzina Billa, mimo że na pierwszy rzut oka idealna, ma swoje tajemnice i zmartwienia. Dodatkowym problemem staje się ciągła nieobecność głowy rodziny zajętego prowadzeniem śledztwa. Jego obojętność na sprawy domowe może stać się przyczyną prawdziwej tragedii.
Głównym tematem powieści jest oczywiście zbrodnia, którą Bill stara się wyjaśnić. New Lebanon to małe miasteczko, którego mieszkańcy nie mieli nigdy do czynienia z morderstwem, a stróże prawa na co dzień zajmują się jedynie wypisywaniem mandatów. Dlatego morderstwo popełnione na studentce wywołuje panikę. Dodatkowo rozchodzi się pogłoska, że sprawca morduje ze względu na jakieś praktyki rytualne, co wzbudza jeszcze większy strach. Nie ułatwia to w najmniejszym stopniu rozwiązania zagadki.
Sama zagadka kryminalna jest stworzona praktycznie perfekcyjnie. Do końca nie zdawałam sobie sprawy, o co tak naprawdę chodzi. No dobrze, pod koniec miałam już jakiś pomysł co do sprawcy, choć autorowi udało się mnie w pewnym momencie zwieść. Chociaż muszę przyznać, że z powodu sprytu mordercy liczyłam na trochę bardziej wyrafinowany motyw, który wydał mi się dość płytki i banalny, całkiem zwyczajny, jeśli wziąć pod uwagę sposób działania i wysiłek włożony w próbę zatarcia śladów.
Dość zagadkową postacią był syn Billa, Jamie. Nie do końca rozumiałam jego postępowanie, choć temat buntu nastolatka wydawał się dość oczywisty. W trakcie lektury wyszły jednak sprawy, o których nie mogę napisać aby za dużo nie zdradzić, a które naprawdę mną wstrząsnęły. Nie wyobrażałam sobie aby normalny, choć zbuntowany dzieciak umiał sobie poradzić z sytuacją, jaka stała się udziałem Jamiego.
Muszę dodać, że wydanie które ja miałam przyjemność czytać, było usiane literówkami. Każdy miłośnik literatury wie, jak bardzo takie drobne niuanse mogą zepsuć przyjemność czytania. Nie jestem specjalistką od języka ojczystego, wiadomo, że każdy może się pomylić lub zrobić błąd ortograficzny. Niestety tutaj miałam wrażenie, że niektóre zdania zostały wrzucone do tłumacza i spisane bez korekty. Nie było tego dużo, może w kilku miejscach, jednak był to fakt na tyle irytujący, że postanowiłam o tym wspomnieć.

Podsumowanie

Książka "Lekcja jej śmierci" okazała się interesującą lekturą. Wciągnęła mnie zagadka kryminalna, mimo że fabuła była zbudowana w sposób, który nie do końca przypadł mi do gustu. Jak pisałam wyżej, motyw nie był na tyle złożony, żeby tłumaczyć z każdą chwilą bardziej zagmatwaną akcję. Oczywiście rozbudowana fabuła była absolutnym plusem, bardziej tu się czepiam prostego, dość oczywistego rozwiązania.
Lubię czytać thrillery z romansem w tle, taka ze mnie romantyczka. Tutaj, jeśli już mamy wątek uczuciowy, to nie jest on absolutnie przedstawiony w dobrym świetle, bardziej jako toksyczna relacja. Troszkę mi tutaj brakowało takiego happy endu typowego dla historii miłosnych, jednak bardziej to wynika z moich przyzwyczajeń czytelniczych, nie jest to wadą samą w sobie.




"Czarny opal" Victoria Holt

"Czarny opal" Victoria Holt

Obiecuję, że to już ostatni raz. Przynajmniej na jakiś czas będzie to ostatnia powieść Victorii Holt (chyba że wpadnie mi w ręce jakiś tytuł, którego jeszcze nie czytałam). Po prostu nie mogłam się oprzeć i sięgnęłam po "Czarny opal", który stał na mojej półce już jakiś czas i cierpliwie czekał na swoja kolej. 

"Czarny opal" Victoria Holt


Opis z okładki

Małą Carmel znaleziono w ogrodzie zamożnego domu pod krzakiem azalii. "Cygańskiego podrzutka" przygarnęli państwo Marline'owie, budząc powszechne zdumienie - przecież można ją było umieścić w sierocińcu.
Gdy Carmel ma jedenaście lat, na dom spada nieoczekiwana tragedia - pani Marline zostaje zamordowana. Losy rzucają Carmel do dalekiej Australii, gdzie czeka ją nowe, wspaniałe życie. Ale nie potrafi zapomnieć o ponurych wydarzeniach w Commonwood House. Po latach wraca do Anglii i tu znów ożywają wspomnienia.


Moja recenzja

Główną bohaterkę, Carmel, poznajemy praktycznie od kołyski. Jej losy zaczynają się dość nietypowo, bo pod krzewem azalii, gdzie znajduje ją ogrodnik. Już jako niemowlę wzbudza we wszystkich ogromne emocje, najczęściej negatywne, ze względu na swoje niepewne pochodzenie. Mimo że zostaje wychowana na damę, jej tajemnicze przybycie do domu Marline'ów kładzie się cieniem na całej jej przyszłości. Z historii Australii można wnioskować, że akcja miała miejsce w drugiej połowie XIX wieku, kiedy to w Anglii nadal panował kult arystokracji i odpowiednich koneksji. Dlatego też mała Carmel była traktowana jak dziecko gorszej kategorii i nawet służba nie traktowała jej jak członka rodziny.
Wszystko zmienia się, kiedy w tajemniczych okolicznościach ginie pani Marline. Odnajduje się prawdziwa rodzina porzuconej dziewczyny, dzięki czemu Carmel ma okazję ruszyć w podróż na całkiem nieznany kontynent.
Losy bohaterki są pełne tajemnic i niejasności, których chęć poznania wciąga czytelnika bez reszty. Nie jest to raczej klasyczny romans, bardziej od wątku miłosnego rozbudowany jest temat powolnego odkrywania tajemnic przeszłości, które nie są tak oczywiste, jakby się mogło wydawać. Nie jest to thriller w pełnym tego słowa znaczeniu, akcja rozciągnięta jest na lata, i tak naprawdę do końca nie wiadomo, czy znajdziemy tutaj podłoże kryminalne. Jest to bardzo typowe dla twórczości Victorii Holt, więc jako jej zagorzała fanka, spodziewałam się mocnego zakończenia.
Romans, który rozgrywa się na stronach powieści, także nie jest tak oczywisty, jak w większości klasyków gatunku. Długo nie wiadomo, kto jest wybrankiem Carmel i czy uczucie zostanie odwzajemnione. Nie ma tu bohaterów bez skazy, każdy ma jakieś wady, które w codziennym życiu mogą przysporzyć zmartwień, stąd właśnie wybór nie jest jednoznaczny. Lubię proste, czytelne romanse, z których wiadomo już na pierwszej stronie, jakie będzie zakończenie. Są to dla mnie takie odskocznie, chwile relaksu niewymagające silnego zastanawiania się nad fabułą. Tutaj mamy całkowite przeciwieństwo prostoty, co według mnie jest o wiele lepsze i przyjemniejsze w odbiorze.


Podsumowanie

Jak każda książka Victorii Holt, także i ta przypadła mi do gustu. Nie jest może na pierwszym miejscu (w końcu nic nie przebije "Pani na Mellyn"), jednak śmiało mogę powiedzieć, że znajdzie się w pierwszej dziesiątce jej powieści. A konkurencja naprawdę jest zawzięta.
Bardzo mi się spodobały losy głównej bohaterki, która nie jest typową damą z wyższych sfer, mimo że jej wychowanie jest bez zarzutu. Jej późniejsze perypetie pełne przygód wciągają czytelnika od pierwszych stron. Dodatkowym atutem są inne postacie, którym daleko do ideałów, dzięki czemu (przynajmniej ja) bardziej ich polubiłam. Można tu chociażby wymienić załamanego Luciana, niezdecydowanego Lawrenca czy trochę samolubną Gertie.
To już ostatnia powieść Victorii Holt, którą wam przedstawiam w najbliższym czasie. Na pewno wrócę do jej twórczości, pewnie nie jeden raz, jednak dam troszkę odpocząć i sobie i wam. W końcu jest tyle innych książek wartych przeczytania.

Jakich macie ulubionych autorów? Może jest ktoś, czyje książki pochłanianie w każdej ilości?





Copyright © 2014 Wilki Cztery , Blogger