Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Thriller. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Thriller. Pokaż wszystkie posty
"Porwana" Róża Lewanowicz

"Porwana" Róża Lewanowicz

Czasem się tak zdarza, że całkiem niespodziewanie uda mi się odkryć świetną książkę. Tak było w przypadku "Porwanej" Róży Lewanowicz, którą poleciła mi bibliotekarka zorientowana w tematyce moich ulubionych powieści. I tutaj muszę jej serdecznie podziękować, ponieważ sama pewnie długo nie natrafiłabym na tą utalentowaną autorkę.

"Porwana" Róża Lewanowicz


OPIS Z OKŁADKI


Do jakiego stopnia znamy drugiego człowieka, choćby tego najbliższego?
Czy kiedykolwiek możemy powiedzieć, że wiemy o nim wszystko, że niczym nas już nie zaskoczy?

Justyna i Łukasz Meyer wiodą z pozoru spokojne życie warszawskich mieszczuchów. On jest funkcjonariuszem CBŚ, ona pracownicą jednej z wielu stołecznych korporacji. Problemy w pracy, bezowocne starania o dziecko i wszelkie inne przyziemne sprawy przestają mieć dla nich jakiekolwiek znaczenie w dniu, w którym na oczach zdezorientowanego męża i połowy osiedla ktoś porywa Justynę.

Początkowo policja wierzy, że porwanie ma związek z pracą Łukasza. Jednak w wyniku śledztwa wychodzą na jaw skrywane przez kobietę tajemnice z przeszłości. Wkrótce załamany mąż odkrywa, że osób, które miały motywy, by porwać, a nawet zabić Justynę, jest znacznie więcej, niż można by przypuszczać.


MOJA RECENZJA


Na samym początku muszę zaznaczyć, że powieść "Porwana" jest debiutem literackim Róży Lewanowicz, który według mnie (i nie tylko według mnie) okazał się niezwykle udany i wartościowy. Ale zacznijmy może od początku. Książka ta jest bardzo ciekawą historią młodego małżeństwa, które boryka się z codziennością. Jak to w życiu, dotykają ich przeróżne problemy dotyczące pracy czy życia osobistego. Nic, czego nie doświadczyłby zwykły Kowalski. Tylko czy ta ich codzienność ma coś wspólnego ze zwyczajnością? Zaczynamy w to wątpić w momencie, kiedy zamaskowani sprawcy porywają Justynę sprzed domu. Powiedzmy sobie szczerze, porwanie zazwyczaj kojarzy się z żądaniem okupu, tylko, że Meyerowie podobno nie mają pieniędzy, żyją na średnim poziomie. Istnieje też duże prawdopodobieństwo, że uprowadzenie jest zemstą związaną z pracą Łukasza, w końcu funkcjonariusz CBŚ na pewno narobił sobie mnóstwo wrogów w świecie przestępczym. Niestety fakty zdają się przeczyć tym teoriom.

Dużym zaskoczeniem w tej historii jest przeszłość Justyny, którą z biegiem czasu poznajemy coraz lepiej. Dziwić też może fakt, że Łukasz nie zdaje sobie z niczego sprawy, uważa, że poślubił zwyczajną dziewczynę bez tajemnic. Bądź co bądź jest to najbliższa mu osoba, z którą spędza najwięcej czasu. Ciężko jest zachować pewne sprawy tylko dla siebie. Może właśnie dlatego ta powieść stała się tak popularna, bo czyż nie towarzyszy nam od czasu do czasu obawa, że osoba z naszego najbliższego otoczenia jest kim innym niż nam się wydaje?

Biorąc tą powieść do ręki trochę się obawiałam, ze będzie to historia tylko i wyłącznie porwania, które znajdzie swój finał dopiero na ostatnich stronach. Na szczęście temat ten nie zdominował całkowicie akcji, dzięki czemu cała historia toczy się w różnych miejscach i w różnym tempie. Sam fakt uprowadzenia jest bardzo tajemniczy a jego wyjaśnienie wymaga zaangażowania wielu ludzi i dużej pomysłowości.

W dużym stopniu zastanawia mnie rozeznanie autorki w sprawach dotyczących służb specjalnych, zwłaszcza, że w jej biografii nie natknęłam się na tego typu epizod. Policyjny żargon czy zasady panujące w biurze są pisane dość szczegółowo, dzięki czemu naprawdę można się wczuć w sytuację. Duże znaczenie ma tutaj też umiejętność autorki powiązywania ze sobą przeróżnych, pozornie ze sobą niezwiązanych teorii spiskowych, na które zwykły obywatel by nie wpadł. Z jednej strony zabieg ten uatrakcyjnia całą fabułę i wprowadza dużo zamętu, z drugiej jednak z czasem można się odrobinę pogubić w tych wszystkich możliwościach i koligacjach. 

PODSUMOWANIE


Jestem mile zaskoczona tym debiutem literackim. Spodobała mi się fabuła, pomysł na akcję i oczywiście bohaterowie, mimo ich ewidentnej ignorancji co do osób z otoczenia. Tutaj nikt nie jest tym, kim się wydaje. I oczywiście nikt nic wcześniej nie zauważył. Momentami jest to odrobinę naciągane, chociaż bardzo potrzebne, aby uzyskać efekt, o jaki chodziło autorce. 

Powieść "Porwana" jest pierwszą częścią trylogii, której głównymi bohaterami jest rodzina Meyerów. I już teraz wiem, że kolejne tomy bez wątpienia znajdą się na mojej półce. Jetem niezwykle ciekawa, czy małżeństwo Justyny i Łukasza przetrwa ten trudny dla nich czas i jakie jeszcze niespodzianki szykuje dla nich los. 

Czytaliście?

Znacie inne powieści Róży Lewanowicz? Chętnie posłucham o innych jej dziełach. Może mi takze uda się do nich dotrzeć.




"Nieproszony gość" Charlotte Link

"Nieproszony gość" Charlotte Link

Jest kilku takich autorów, do których wracam nawet wtedy, kiedy jakiś element ich twórczości mnie rozczarował. Jedną z nich jest na pewno Charlotte Link, która według mnie pisze fantastyczne powieści, jednak aby się o tym przekonać, trzeba przebrnąć przez pozornie z niczym nie związany przydługi wstęp. Ja, znając jej możliwości, bez szemrania pochłaniam kolejne jej powieści. Dziś przyszła kolej na "Nieproszonego gościa".

"Nieproszony gość" Charlotte Link

OPIS Z OKŁADKI


Po śmierci męża życie Rebecki Brandt straciło sens do tego stopnia, że postanawia się z nim rozstać. Jednak niespodziewana wizyta starego przyjaciela w towarzystwie dwojga przypadkowo spotkanych autostopowiczów, Ingi i Mariusa, zmusza Rebeccę do odłożenia starannie zaplanowanego samobójstwa.

Młodzi ludzie zdobywają jej sympatię. Rebecca wypożycza im ukochaną łódź męża, by mogli swobodnie pożeglować po Morzu Śródziemnym. Podczas sielankowego rejsu pomiędzy Ingą i Mariusem dochodzi do potwornej kłótni, podczas której Marius wypada za burtę. Poszukiwania wszczęte przez nabrzeżną straż nie przynoszą rezultatu i młody mężczyzna zostaje uznany za zaginionego.

Kilka tygodni później Inga przeżywa prawdziwy szok, gdy w gazecie ukazuje się zdjęcie Mariusa w związku z potwornym zabójstwem, dokonanym na terenie Niemiec...

MOJA RECENZJA


Historia zaczyna się dość banalnie, zwykli ludzie, codzienne zdarzenia. Oprócz zwiastującego problemy prologu nic nie wskazuje na kryminalny charakter tej powieści. Jednak każdy, kto zna twórczość Charlotte Link, spodziewa się w pewnym momencie mocnego uderzenia. I oczywiście nie rozczaruje się.

Jak już pisałam wyżej, powieści Charlotte Link mają to do siebie, że fabuła dość powoli się rozwija. Nie inaczej było w przypadku "Nieproszonego gościa", gdzie z wolna poznajemy bohaterów, zapoznajemy się z ich historią. Chociaż może ta historia z początku jest przedstawiona raczej ogólnikowo, bez wgłębiania się w ważne wydarzenia, co daje nam pewien obraz charakteru, jednak bez zdradzania najważniejszych z punktu widzenia fabuły  informacji. I mimo, że uwielbiam książki, w których akcja pędzi w zawrotnym tempie, to tutaj ten dość wolny początek nie przeszkadza mi jakoś bardzo. A wręcz zdaje się, że jest to idealny sposób wprowadzenia czytelnika w tajniki powieści.

Dużym plusem jest tutaj pomysł na fabułę, która nas zaskakuje. Zdaje nam się, że od połowy książki znamy sprawcę, jesteśmy świadomi ogromu tragedii, jaka się rozgrywa, a jedyne co nas trzyma w napięciu to oczekiwanie na ujęcie przestępcy. I tutaj autorka zaszokowała mnie niesamowicie. Nie ma tu bowiem prostego rozwiązania, a wszystkie moje przypuszczenia okazały się niepotwierdzone. I mimo, ze znając jej powieści spodziewałam się nagłego zwrotu akcji, to do głowy by mi nie przyszło akurat takie rozwiązanie.

Żeby nie było tak wesoło, mam też dla autorki minus. Może niewielki, ale jednak. O ile zaskoczenie było duże i naprawdę to doceniam, to niestety mam mieszane uczucia co do motywu działania. Wydał mi się taki niedopracowany i dziwnie błahy. Oczywiście człowiek krzywdzący w najgorszy sposób innych ludzi nie myśli racjonalnie, więc powody jego działań nie muszą być dla nas sensowne, jednak tutaj tego sensu naprawdę trzeba się doszukiwać.

Rozdałam minusy, czas na dodatkowe plusy. I tutaj na uwagę zasługują same postacie, które stworzone są w sposób bardzo sugestywny i niezwykle ciekawy. A najważniejsze, każda z opisanych osób posiada wady. Nie znajdziemy tu bohaterów idealnych, za co możemy podziękować z całego serca autorce. Jak ja nie lubię ideałów!!! Powiedziałabym raczej, że osoby te są nad wyraz pełne niedostatków. Mamy tu na przykład kobietę, która nie ma swojego zdania, a wszystko co robi, ma zadowolić otoczenie. Jest też kobieta, która nie widzi już sensu życia, jednocześnie nie dostrzegając możliwości, jakie to życie jej daje. Są despotyczni sąsiedzi, niezainteresowani tym, co dzieje się wokół. Naprawdę długo by wymieniać. I bardzo dobrze. Każda z tych postaci ma swoje problemy, swoje niedoskonałości, dzięki czemu wydaje nam się, że mamy do czynienia z prawdziwymi ludźmi.


PODSUMOWANIE


Powieść "Nieproszony gość" przeczytałam dosłownie w dwa dni. Już sam ten fakt świadczy o jej wartości jako wciągające czytadło. Dosłownie ją pochłonęłam, mimo że znalazło się w niej kilka wad. Ciekawa zagadka, trzymająca w napięciu czytelnika, doskonale przedstawione postacie i oczywiście zaskakujący finał, którego nikt się nie spodziewał. To wszystko składa się na naprawdę interesującą i wartościową książkę. Ja mogę ją z czystym sumieniem polecić, zwłaszcza czytelnikom zainteresowanym thrillerami, zagadkami i zbrodniami. Znajdziemy tu także problemy bardziej obyczajowe, które zostały mistrzowsko wplecione w kryminalną historię, a które dają swego rodzaju wytchnienie od przemocy będącej tutaj głównym tematem. Dzięki temu zabiegowi książka jest według mnie jakby prawdziwsza, głębiej wciągająca czytelnika w swoją fabułę.

Są tutaj inni miłośnicy twórczości Charlotte Link? Która jej powieść jest według Was najlepsza?



"Kasacja" Remigiusz Mróz

"Kasacja" Remigiusz Mróz

W końcu i ja wpadłam. Musiał przyjść taki moment, że spróbuję tego  przez wielu uwielbianego Mroza. Do tej pory nie byłam wcale przekonana co do jego twórczości, wydawało mi się co najmniej podejrzane, że ma tylu miłośników i zwolenników. Jestem dość sceptycznie nastawiona do twórczości, która nie ma krytycznych odbiorców. Wszystkie te ochy i achy wydawały mi się jakieś takie strasznie naciągane i trochę na siłę. No dobrze, przypuszczenia przypuszczeniami, ale najlepiej się przekonać na własnej skórze. Dodatkowo mocne zapewnienia bibliotekarki o wartości jego książek przekonały mnie do lektury.

"Kasacja" Remigiusz Mróz

OPIS Z OKŁADKI


Manipulacje, intrygi i bezwzględny, ale też fascynujący prawniczy świat...

Syn biznesmena zostaje oskarżony o zabicie dwóch osób. Sprawa wydaje się oczywista. Potencjalny winowajca spędza bowiem 10 dni zamknięty w swoim mieszkaniu z ciałami ofiar.

Sprawę prowadzi Joanna Chyłka, pracująca dla bezwzględniej, warszawskiej korporacji. Nieprzebierająca w środkach prawniczka, która zrobi wszystko, by odnieść zwycięstwo w batalii sądowej. Pomaga jej młody, zafascynowany przełożoną, aplikant Kordian Oryński. Czy jednak wspólnie zdołają doprowadzić sprawę do szczęśliwego finału?

Tymczasem ich klient zdaje się prowadzić własną grę, której reguły zna tylko on sam. Nie przyznaje się do winy, ale też nie zaprzecza, że jest mordercą.

MOJA RECENZJA


Jak wcześniej pisałam, samo nazwisko w ostatnim czasie zdaje się być klasą samą w sobie. Nie lubię, kiedy ogół wpływa na moje zdanie, dlatego starałam się podejść do lektury obiektywnie, bez wpływu z zewnątrz. W tym przypadku było to dość trudne, ponieważ wokół zdaje się panować wręcz kult powieści Mroza. Czy i ja uległam tej tendencji? W pewnym stopniu na pewno. Nie da się ukryć, że Remigiusz Mróz ma duży talent tak do pisania, jak i wymyślania ciekawych wątków. 

Zaczynając lekturę "Kasacji" bałam się, że będzie to kolejny prawniczy bełkot przepełniony branżowymi nazwami i mało ciekawymi opisami przeróżnych sytuacji urzędowych. Na szczęście w tym przypadku moje obawy nie spełniły się. Oczywiście pełno tutaj terminologii branżowej, jednak użycie jej nie przytłacza zwykłego czytelnika, dzięki czemu książkę czytało się lekko i przyjemnie. Nie mam tutaj także nudnych, ciągnących się w nieskończoność opisów, które tylko rozpraszają i odciągają uwagę od akcji, tak istotnej w thrillerach. 

Dużym, wręcz ogromnym atutem są bu główni bohaterowie. Ja osobiście się zakochałam. Pyskata Joanna Chyłka i jej fantastyczny podwładny zyskali moją dozgonną miłość. Uwielbiam takie wyraziste postacie, których pewność siebie aż bije po oczach. Nie ma tu koloryzowania, wady są wadami a zalety są wykorzystane na maksa. Mróz nie stara się stworzyć z Chyłki bohaterki idealnej, której postępowanie jest kryształowe. Wręcz przeciwnie, mamy tu do czynienia z kobietą bezwzględną, która nikłe uczucie empatii skrywa gdzieś głęboko w sobie i nie dopuszcza go do głosu. Mimo to naprawdę ją polubiłam, chociaż nie chciałabym jej osobiście spotkać na swojej drodze. Postać Kordiana trochę łagodzi ten obraz, dzięki czemu parę tą można nazwać idealną z punktu widzenia czytelnika.

Fabuła jest tu jednak najważniejsza. Nieważne jak bym polubiła bohaterów, bez dobrej treści nie ma dobrej książki.  I tutaj także się nie rozczarowałam. Z pozoru prosta sprawa wciąga adwokatów w coraz większe tarapaty. Stawka jest olbrzymia, bowiem poza przegraną w sądzie, na szalę zostaje rzucone ich zdrowie i życie. A zakończenie wbiło mnie dosłownie w fotel. To uznaję za największy plus książki, bo naprawdę nieczęsto się zdarza, żeby finał był zaskakujący.

Dużo tych zalet, prawda? Ale nie ma tak dobrze, wady niestety też się znalazły. Przeczytałam kiedyś dość niepochlebną opinię, że Remigiusz Mróz pisze na ilość a nie jakość. I chociaż nie do końca się zgodzę co do tego stwierdzenia, to zauważyłam kilka niedociągnięć mogących wynikać z pośpiechu. Nie jestem absolutnie obeznana z tematyką prawniczą, jednak wydaje mi się dość dziwne nie kontaktowanie się ze swoim klientem przez tak długi czas. Dodatkowo wspomnę, że sytuacja taka miała miejsce także w drugim tomie tej serii pt "Zaginięcie". Nie wiem, czy jest to praktyka powszechna, na szczęście nie miałam potrzeby korzystać z usług adwokata, dlatego aż tak bardzo się tej kwestii nie czepiam. Po prostu dziwnie to trochę wyglądało.  Dodatkowo niekiedy samo przygotowanie do rozprawy było, delikatnie mówiąc, kiepskie. Nie tego się można spodziewać po jednej z najlepszych adwokat w Polsce. Na szczęście są to tylko marginalne problemy, które nie wpływają w drastyczny sposób na odbiór całości.


PODSUMOWANIE


Jestem wręcz zachwycona tą powieścią. Czytałam ją z zapartym tchem, po prostu nie potrafiłam się oderwać. Mam za sobą już przeczytaną także drugą część i już wiem, że na tym się nie skończy. Fabuła mnie absolutnie wciągnęła mimo pewnych niedoróbek. Postacie były żywe i naprawdę ciekawe, a dodatkowo bardzo tajemnicze, dzięki czemu w każdym tomie odkrywamy ich jakiś mały sekret.

Żeby nie wyjść na bezkrytyczną miłośniczkę twórczości Mroza muszę wspomnieć tutaj o innej jego powieści, którą przeczytałam (a raczej przemęczyłam) i o której raczej nie mam zamiaru pisać tutaj recenzji. Mowa tu o "Wieży milczenia", która absolutnie nie trafiła w mój gust, a przeczytałam ją niejako z musu. Nie lubię po prostu zostawiać niedokończonej książki.

Z czystym sumieniem mogę Wam polecić serię z Joanną Chyłką i niezawodnym Kordianem. Cieszę się, że przygodę z Mrozem zaczęłam właśnie od tej powieści, inaczej nie jestem pewna, czy sięgnęłabym po inne jego prace. 

Życzę Wam miłej lektury!!!




"Cicha kuracja" Michael Palmer

"Cicha kuracja" Michael Palmer

Czy ja ostatnio nie mówiłam, że książki o środowisku medycznym nie należą do moich ulubionych? A tu już druga tego typu pozycja w tak krótkim czasie. Może jednak polubię tą tematykę. Dziś na celowniku znalazła się "Cicha kuracja" Michaela Palmera. Nazwisko znane, chociaż ja jeszcze nie miałam okazji poznać jego twórczości. A że będzie to powieść z medycyną w tle, łatwo odgadnąć chociażby po tytule, a jeszcze lepiej po okładce.


"Cicha kuracja" Michael Palmer

Opis z okładki

Podejrzewany przez policję o udział w zabójstwie swojej pięknej żony Evie, która w niejasnych okolicznościach umiera w szpitalu, doktor Harry Corbett prowadzi dochodzenie na własną rękę. Jego prywatne śledztwo ujawnia szokujące fakty dotyczące podwójnego życia Evie. Tymczasem zabójca uderza ponownie, ginie jeden z ulubionych pacjentów Harryego. Jedynie Harry zdaje sobie sprawę, że nie była to śmierć naturalna. Teraz nie ma już wątpliwości - zabójcą mógł być tylko lekarz. Sprawa zatacza coraz szersze kręgi - Corbett wpada na trop kartelu firm ubezpieczeniowych, które pozbawiają życia swoich klientów, by zaoszczędzić na kosztach ich opieki medycznej.


 Moja recenzja

Głównym bohaterem powieści jest lekarz, Harry Corbett, doświadczony, choć trochę ignorowany w społeczności medycznej ze względu na dość ogólny charakter jego praktyki. W końcu jako lekarz rodzinny według niektórych nie ma uprawnień do podejmowania poważnych decyzji medycznych, przez co traktowany jest po macoszemu przez znanych chirurgów, kardiologów i innych.
Otóż Harry, mimo, że traktowany przez niektórych z pobłażaniem, jest szanowanym lekarzem, któremu naprawdę zależy na swoich pacjentach. Każdego zna z imienia, z każdym zamieni słowo, dla każdego ma chwilkę. Jest szczęśliwy na swoim stanowisku, mimo niewielkiej opłacalności wykonywanego zawodu.
Niestety na wydawałoby się szczęśliwym życiu  doktora Corbetta pojawiają się rysy. Pierwszym problemem staje się dyrekcja szpitala, w którym pracuje, a która stara się ograniczyć do minimum uprawnienia lekarzy rodzinnych, poddając tym w wątpliwość ich kompetencje. Także życie osobiste niesie za sobą pewne rozczarowania. Żona Harrego oddala się od niego, wydaje się coraz bardzie obca, co naraża ich małżeństwo na poważny kryzys.
Te przyziemne problemy tracą na swojej wadze w momencie nagłej śmierci Evie, o którą Harry zostaje oskarżony. Dodatkowo wychodzą na jaw inne, niepokojące fakty z jej życia, które burzą całe dotychczasowe wyobrażenie o tej kobiecie.
Śmierć Evie staje się początkiem zaskakujących wydarzeń, które mają miejsce w otoczeniu Corbetta. Dziwne sytuacje, zaskakujące wnioski i przerażające oskarżenia, to wszystko wróży niezbyt szczęśliwe zakończenie. Dodajmy do tego przedsięwzięcie warte grube miliony, chciwych, pozbawionych skrupułów ludzi i szalonego lekarza, a otrzymamy wciągającą i zaskakującą historię. Niektóre elementy wydały mi się trochę naciągane, mało realne w codziennym życiu, jednak biorąc pod uwagę ogólny temat powieści jestem skłonna przymknąć na nie oko. W końcu mamy do czynienia z fikcją literacką, chociaż miło byłoby, gdyby chociaż w części odpowiadała ona realnym możliwościom.
Oprócz wątku kryminalnego, który jest tu bardzo silnie rozbudowany, mamy też do czynienia z tematem uczuciowym. Romans rozwija się powoli, bez nagłych i nieprzewidzianych zwrotów, jednak stanowi ciekawe tło dla rozgrywających się wydarzeń. Urozmaica dość drastyczny główny temat i daje nadzieję na szczęśliwe rozwiązanie.

 Podsumowanie

"Cicha kuracja" wywarła na mnie naprawdę pozytywne wrażenie. Akcja trzymała w napięciu praktycznie przez cały czas, sytuacja zmieniała się z każdą chwilą, dzięki czemu nie mogłam sie oderwać od lektury. Jak już pisałam wyżej, powieść miała też swoje wady, chociaż jakoś specjalnie nie rzucały się w oczy.
Jedną z największych wad okazało się samo zakończenie, a to z powodu niedomówienia i braku wyjaśnienia sytuacji. Tak naprawdę nie wiadomo, czy wszystkie fakty oczyszczające Harrego z zarzutów dotarły do policji i czy będzie on wolny od podejrzeń. Na jednej stronie jest jeszcze głównym podejrzanym, a na następnej powieść się kończy. Brakuje mi tutaj wytłumaczenia tych wszystkich wydarzeń, które odcisnęły piętno na życiu Corbetta.

Wiem, że powieści Michaela Palmera są dość popularne. Macie swoje ulubione? Polecacie którąś szczególnie?



"Czarna loteria" Tess Gerritsen

"Czarna loteria" Tess Gerritsen

Troszkę się boję książek z tematyką medyczną w tle. Mam za sobą lekcje anatomii, podstawy opanowałam, mimo wszystko temat wydaj mi się dość ciężki i skomplikowany. Ale popatrzcie na tą okładkę. Prosta, a jaka sugestywna. Od razu przywodzi na myśl naprawdę mocną literaturę. Dlatego powieść ta znalazła się na liście do przeczytania.


"Czarna loteria" Tess Gerritsen


Opis z okładki

To miał być banalny zabieg chirurgiczny, ale pacjentka, pielęgniarka miejscowego szpitala, umarła niespodziewanie na stole operacyjnym. O błąd w sztuce lekarskiej zostaje oskarżona anestezjolog Kate Chesne. Wynajęty przez rodzinę zmarłej adwokat, David Ransom, jest całkowicie przekonany o winie Kate. Jednak gdy w tajemniczych okolicznościach ginie kolejna pielęgniarka, David zmienia zdanie. Nagle dociera do niego, że morderca wybiera swoje ofiary spośród pracowników szpitala. David zaczyna stawiać te same pytania, na które rozpaczliwie poszukuje odpowiedzi Kate.

Moja recenzja

Już po przeczytaniu pierwszych stron książki zorientowałam się, że pomyliłam się całkowicie z jej oceną. A raczej z wyobrażeniem co do jej treści. Spodziewałam się krwawego, wstrząsającego thrillera, a otrzymałam przyjemną lekturę ze zbrodnią w tle. Nie mogę powiedzieć, że czuję się oszukana i rozczarowana. Lubię książki łatwe w odbiorze, zwłaszcza, jeśli wiążą się one z historią romantyczną, a tutaj z taką właśnie mamy do czynienia.
Ale zacznijmy od początku. Poznajemy młodą panią doktor, Kate, która zostaje oskarżona o popełnienie błędu w sztuce lekarskiej ze skutkiem śmiertelnym. Wszystkie dowody zdają się potwierdzać tą tezę, choć sama zainteresowana jest zdecydowana walczyć o swoje dobre imię. Jedynym rozwiązaniem wydaje się precyzyjnie zaplanowane morderstwo, jednak brak motywu zdaje się eliminować tą ewentualność.
Wszystko się zmienia, kiedy ginie kolejna osoba, a jej śmierć jest ewidentnym dziełem przestępcy. Moment ten jest przełomowy także dla adwokata, Davida, który miał pełnić rolę oskarżyciela na sali sądowej. Nowe fakty zmuszają go do zmiany stanowiska, przez co traci klientów a jego opinia jest zagrożona. Dodatkowo jego ogólna niechęć do lekarzy utrudnia zrozumienie, co tak naprawdę dzieje się wokół.
Wątek kryminalny w książce jest przedstawiony ciekawie, zagadka jest na tyle wciągająca, że trzyma w napięciu do końca. Domyśliłam się motywu jeszcze przed rozwiązaniem, jednak nie do końca byłam pewna, kto za tym wszystkim stoi. A trzeba tu powiedzieć, że chociaż nie popieram takich rozwiązań, to jestem skłonna uwierzyć w rozpacz i chęć ukrycia prawdy przez mordercę. Sytuacja okazała się naprawdę trudna, a dodatkowo wybierając taką metodę działania, sprawca uniemożliwił sobie rozwikłanie jej w sposób pomyślny.
Przyjrzyjmy się teraz głównym bohaterom. Jak już pisałam, książka ma charakter romansu, jest to tak naprawdę jej główny temat. I jak to w romansach często bywa, postacie wydają się bez skazy, wręcz idealne. Chociaż często czytam tego typu powieści, idealizowanie głównych bohaterów nadal mnie drażni i mi przeszkadza. Weźmy na przykład Kate, młodą panią doktor. Oczywiście piękna, wykształcona, inteligentna i ułożona. Jej nieliczne wady wydają się jeszcze potwierdzać jej wartość. Równie nieprawdziwie przedstawia się David, który w tak młodym wieku dorobił się własnej praktyki i zarabia olbrzymie pieniądze. I oczywiście nie na pieniądzach mu zależy, profity są tylko skutkiem ubocznym walki, jaką postanowił podjąć. Dodatkowo całe otoczenie zdaje się darzyć ich szczerym, bezinteresownym uczuciem sympatii. Brzmi wiarygodnie?

Podsumowanie

Liczyłam na książkę pełną wrażeń, a otrzymałam ciekawy, ale jednak romans. Nie czuję się jakoś bardzo zawiedziona, lubię oba gatunki literackie, chociaż wiem, że niektórzy czytelnicy mogą się poczuć lekko zaskoczeni takim obrotem spraw. Powieść przeczytałam dosłownie w chwilę, nie zajęło mi to więcej niż dwa wieczory, co przy tylu innych obowiązkach wydaje się rekordem. Już ten fakt może świadczyć o tym, że tekst mi się spodobał i mnie po prostu wciągnął mimo swoich wad.

W ostatnim czasie książki pochłaniam dosłownie w tempie niesamowitym. Niestety pisanie recenzji już mi tak szybko nie idzie, chociaż postaram się opisać wam wszystkie pozycje, do jakich uda mi się dobrać. Musicie tylko troszkę poczekać.




"Lekcja jej śmierci" Jeffery Deaver

"Lekcja jej śmierci" Jeffery Deaver

Ostatnio zapisałam się do biblioteki nieopodal, w której jeszcze nie miałam okazji buszować. Nowe miejsce, nowe możliwości, a w literaturze wydają się absolutnie nieograniczone. Poszłam za radą bibliotekarki i wypożyczyłam kilka thrillerów, które mi poleciła. Czas pokarze czy warto.
Na pierwszy ogień poszła powieść autora "Kolekcjonera kości". Chyba każdy miłośnik gatunku wie, o czym mowa. Ja osobiście tytuł ten znam tylko i wyłącznie z dużego ekranu, chociaż muszę od razu zaznaczyć, że nie był to mój ulubiony film z tego gatunku. Ale książce postanowiłam dać szansę.


"Lekcja jej śmierci" Jeffery Deaver


Opis z okładki

New Lebanon to miasto uniwersyteckie. Tylko jak długo jeszcze? Skoro już druga studentka została bestialsko zamordowana.
Jamie... Chciałaś poznać kogoś, kto cię nauczy miłości, a znalazłaś tylko tego, który nauczył cię umierać...
Miejscowi żyją w strachu, bo podobno chodzi o zbrodnie rytualne, a Księżycowy Zabójca jest ciągle na wolności. By go osaczyć, Bill Corde musi mieć czas, fundusze i ludzi. Tyle że szeryfowi Ribbonowi potrzebny jest teraz szybki sukces, a nie drobiazgowe, długotrwałe śledztwo, bo nowe wybory wkrótce.
A przy takim postępowaniu kolejne tragedie są nieuchronne. I ofiary. Bo morderca lubi dawać lekcje - policjantom nawet bardzo. Zwłaszcza gdy mają córki sprawiające problemy...

Moja recenzja

Tak jak napisałam wcześniej "Kolekcjoner kości" nie jest moim ulubionym filmem o tematyce kryminalnej. Mogę wymienić dosłownie trzydzieści lepszych produkcji, do których chętnie wracam. Jednak z czystej ciekawości postanowiłam przeczytać tą powieść, zwłaszcza, że opis mnie zainteresował.
Zacznijmy od głównego bohatera. Jest to policjant z przeszłością, którą stara się nie afiszować. Nie jest kryształowo czysty, ma swoje problemy i rozterki. W tym momencie jego głównym zmartwieniem jest córka, dziewięcioletnia Sarah, która boryka się z kłopotami w szkole. Nie są to jednak takie zwyczajne problemy, mamy tu do czynienia dosłownie z paniką i strachem przed lekcjami, czego nikt nie potrafi zrozumieć, pogarszając tylko stan dziewczynki.
Rodzina Billa, mimo że na pierwszy rzut oka idealna, ma swoje tajemnice i zmartwienia. Dodatkowym problemem staje się ciągła nieobecność głowy rodziny zajętego prowadzeniem śledztwa. Jego obojętność na sprawy domowe może stać się przyczyną prawdziwej tragedii.
Głównym tematem powieści jest oczywiście zbrodnia, którą Bill stara się wyjaśnić. New Lebanon to małe miasteczko, którego mieszkańcy nie mieli nigdy do czynienia z morderstwem, a stróże prawa na co dzień zajmują się jedynie wypisywaniem mandatów. Dlatego morderstwo popełnione na studentce wywołuje panikę. Dodatkowo rozchodzi się pogłoska, że sprawca morduje ze względu na jakieś praktyki rytualne, co wzbudza jeszcze większy strach. Nie ułatwia to w najmniejszym stopniu rozwiązania zagadki.
Sama zagadka kryminalna jest stworzona praktycznie perfekcyjnie. Do końca nie zdawałam sobie sprawy, o co tak naprawdę chodzi. No dobrze, pod koniec miałam już jakiś pomysł co do sprawcy, choć autorowi udało się mnie w pewnym momencie zwieść. Chociaż muszę przyznać, że z powodu sprytu mordercy liczyłam na trochę bardziej wyrafinowany motyw, który wydał mi się dość płytki i banalny, całkiem zwyczajny, jeśli wziąć pod uwagę sposób działania i wysiłek włożony w próbę zatarcia śladów.
Dość zagadkową postacią był syn Billa, Jamie. Nie do końca rozumiałam jego postępowanie, choć temat buntu nastolatka wydawał się dość oczywisty. W trakcie lektury wyszły jednak sprawy, o których nie mogę napisać aby za dużo nie zdradzić, a które naprawdę mną wstrząsnęły. Nie wyobrażałam sobie aby normalny, choć zbuntowany dzieciak umiał sobie poradzić z sytuacją, jaka stała się udziałem Jamiego.
Muszę dodać, że wydanie które ja miałam przyjemność czytać, było usiane literówkami. Każdy miłośnik literatury wie, jak bardzo takie drobne niuanse mogą zepsuć przyjemność czytania. Nie jestem specjalistką od języka ojczystego, wiadomo, że każdy może się pomylić lub zrobić błąd ortograficzny. Niestety tutaj miałam wrażenie, że niektóre zdania zostały wrzucone do tłumacza i spisane bez korekty. Nie było tego dużo, może w kilku miejscach, jednak był to fakt na tyle irytujący, że postanowiłam o tym wspomnieć.

Podsumowanie

Książka "Lekcja jej śmierci" okazała się interesującą lekturą. Wciągnęła mnie zagadka kryminalna, mimo że fabuła była zbudowana w sposób, który nie do końca przypadł mi do gustu. Jak pisałam wyżej, motyw nie był na tyle złożony, żeby tłumaczyć z każdą chwilą bardziej zagmatwaną akcję. Oczywiście rozbudowana fabuła była absolutnym plusem, bardziej tu się czepiam prostego, dość oczywistego rozwiązania.
Lubię czytać thrillery z romansem w tle, taka ze mnie romantyczka. Tutaj, jeśli już mamy wątek uczuciowy, to nie jest on absolutnie przedstawiony w dobrym świetle, bardziej jako toksyczna relacja. Troszkę mi tutaj brakowało takiego happy endu typowego dla historii miłosnych, jednak bardziej to wynika z moich przyzwyczajeń czytelniczych, nie jest to wadą samą w sobie.




"Czarny opal" Victoria Holt

"Czarny opal" Victoria Holt

Obiecuję, że to już ostatni raz. Przynajmniej na jakiś czas będzie to ostatnia powieść Victorii Holt (chyba że wpadnie mi w ręce jakiś tytuł, którego jeszcze nie czytałam). Po prostu nie mogłam się oprzeć i sięgnęłam po "Czarny opal", który stał na mojej półce już jakiś czas i cierpliwie czekał na swoja kolej. 

"Czarny opal" Victoria Holt


Opis z okładki

Małą Carmel znaleziono w ogrodzie zamożnego domu pod krzakiem azalii. "Cygańskiego podrzutka" przygarnęli państwo Marline'owie, budząc powszechne zdumienie - przecież można ją było umieścić w sierocińcu.
Gdy Carmel ma jedenaście lat, na dom spada nieoczekiwana tragedia - pani Marline zostaje zamordowana. Losy rzucają Carmel do dalekiej Australii, gdzie czeka ją nowe, wspaniałe życie. Ale nie potrafi zapomnieć o ponurych wydarzeniach w Commonwood House. Po latach wraca do Anglii i tu znów ożywają wspomnienia.


Moja recenzja

Główną bohaterkę, Carmel, poznajemy praktycznie od kołyski. Jej losy zaczynają się dość nietypowo, bo pod krzewem azalii, gdzie znajduje ją ogrodnik. Już jako niemowlę wzbudza we wszystkich ogromne emocje, najczęściej negatywne, ze względu na swoje niepewne pochodzenie. Mimo że zostaje wychowana na damę, jej tajemnicze przybycie do domu Marline'ów kładzie się cieniem na całej jej przyszłości. Z historii Australii można wnioskować, że akcja miała miejsce w drugiej połowie XIX wieku, kiedy to w Anglii nadal panował kult arystokracji i odpowiednich koneksji. Dlatego też mała Carmel była traktowana jak dziecko gorszej kategorii i nawet służba nie traktowała jej jak członka rodziny.
Wszystko zmienia się, kiedy w tajemniczych okolicznościach ginie pani Marline. Odnajduje się prawdziwa rodzina porzuconej dziewczyny, dzięki czemu Carmel ma okazję ruszyć w podróż na całkiem nieznany kontynent.
Losy bohaterki są pełne tajemnic i niejasności, których chęć poznania wciąga czytelnika bez reszty. Nie jest to raczej klasyczny romans, bardziej od wątku miłosnego rozbudowany jest temat powolnego odkrywania tajemnic przeszłości, które nie są tak oczywiste, jakby się mogło wydawać. Nie jest to thriller w pełnym tego słowa znaczeniu, akcja rozciągnięta jest na lata, i tak naprawdę do końca nie wiadomo, czy znajdziemy tutaj podłoże kryminalne. Jest to bardzo typowe dla twórczości Victorii Holt, więc jako jej zagorzała fanka, spodziewałam się mocnego zakończenia.
Romans, który rozgrywa się na stronach powieści, także nie jest tak oczywisty, jak w większości klasyków gatunku. Długo nie wiadomo, kto jest wybrankiem Carmel i czy uczucie zostanie odwzajemnione. Nie ma tu bohaterów bez skazy, każdy ma jakieś wady, które w codziennym życiu mogą przysporzyć zmartwień, stąd właśnie wybór nie jest jednoznaczny. Lubię proste, czytelne romanse, z których wiadomo już na pierwszej stronie, jakie będzie zakończenie. Są to dla mnie takie odskocznie, chwile relaksu niewymagające silnego zastanawiania się nad fabułą. Tutaj mamy całkowite przeciwieństwo prostoty, co według mnie jest o wiele lepsze i przyjemniejsze w odbiorze.


Podsumowanie

Jak każda książka Victorii Holt, także i ta przypadła mi do gustu. Nie jest może na pierwszym miejscu (w końcu nic nie przebije "Pani na Mellyn"), jednak śmiało mogę powiedzieć, że znajdzie się w pierwszej dziesiątce jej powieści. A konkurencja naprawdę jest zawzięta.
Bardzo mi się spodobały losy głównej bohaterki, która nie jest typową damą z wyższych sfer, mimo że jej wychowanie jest bez zarzutu. Jej późniejsze perypetie pełne przygód wciągają czytelnika od pierwszych stron. Dodatkowym atutem są inne postacie, którym daleko do ideałów, dzięki czemu (przynajmniej ja) bardziej ich polubiłam. Można tu chociażby wymienić załamanego Luciana, niezdecydowanego Lawrenca czy trochę samolubną Gertie.
To już ostatnia powieść Victorii Holt, którą wam przedstawiam w najbliższym czasie. Na pewno wrócę do jej twórczości, pewnie nie jeden raz, jednak dam troszkę odpocząć i sobie i wam. W końcu jest tyle innych książek wartych przeczytania.

Jakich macie ulubionych autorów? Może jest ktoś, czyje książki pochłanianie w każdej ilości?





"Tajemnicza Kobieta" Victoria Holt

"Tajemnicza Kobieta" Victoria Holt

W ostatnim czasie postanowiłam darować sobie mocną literaturę, krwawe sceny i nadprzyrodzone zjawiska. Mam raczej humor na odrobinę romansu, chociaż nie odmówię sobie też elementów kryminalnych. Po dużej dawce horrorów przyszedł czas na lekkie historie o miłości, które czyta się szybko i przyjemnie. Mimo pewnych tajemnic w tle, książki Victorii Holt idealnie spełniają te warunki.

"Tajemnicza kobieta" Victoria Holt

Opis z okładki

Stylowy wiktoriański romans w scenerii tropikalnej wyspy.
Anna Brett, zakochana w kapitanie Redverie Strettonie, wyrusza w rejs na jedną z wysp Pacyfiku. Stretton stracił swój poprzedni statek w tajemniczych okolicznościach, a wraz z nim przepadło kilka bezcennych diamentów. Na pierwotnej wyspie Coralle, gdzie władają czary i moce ciemności, prawda o kapitanie Strettonie wychodzi na jaw. A zagadka Tajemniczej Kobiety nareszcie zostaje rozwiązana...

Moja recenzja

Jak wiecie, bardzo lubię książki Victorii Holt. "Pani na Mellyn" była jedną z pierwszych tego typu powieści, jakie przeczytałam, a jednocześnie jedną z najlepszych. Może wynika to z mojego sentymentalizmu, lubię wspominać, zwłaszcza to, co mi się podobało i wywarło na mnie jakiś wpływ.
"Tajemnicza Kobieta" to historia opowiadająca losy Anny Brett, młodej kobiety, która po stracie ukochanych rodziców trafia pod opiekę surowej krewnej. Od tego momentu wydaje się, że jej życie będzie biegło utartym torem, bez uczuciowych uniesień i pasjonujących przygód. Sprawę dodatkowo komplikuje uczucie, jakie wzbudza w niej tajemniczy kapitan Stratton, który pojawia się znienacka, wydawałoby się całkiem przez przypadek i równie nagle znika.
Wydawałoby się, że już nic nie może się wydarzyć w życiu Anny, która skazana na opiekę nad ciotką, nie ma prawa zadbać o swoje szczęście. Wszystko zmienia się w momencie, kiedy niespodziewana tragedia spada na dom.
Stając przed trudną decyzją dotyczącą swoich dalszych losów, Anna podejmuje wielkie ryzyko. Pomimo miłości, która nie ma prawa istnieć, wbrew zdrowemu rozsądkowi, postanawia poświęcić wszystko, co do tej pory znała i ruszyć w nieznane.
Z początku książka wydaje się prostą lekturą w stylu wiktoriańskich romansów. Na pierwszy rzut oka nie widać tu ani zagadki kryminalnej, ani przyciągających uwagę tajemnic. To jest dość typowe dla twórczości Victorii Holt, dość długie wprowadzenie do pasjonującego końca, które absolutnie mi nie przeszkadza cieszyć się lekturą. Zazwyczaj jej historie rozpoczynają się od lat dziecięcych głównej bohaterki, dzięki czemu mamy możliwość poznać ją dokładnie. Ma to o tyle duże znaczenie, że książki te pisane są w pierwszej osobie, można powiedzieć że w formie spisu wspomnień, swoistego pamiętnika. Jeśli bohaterka nie rozwikła tajemnicy, to czytelnik także nie poznaje rozwiązania.
Tutaj także przechodzimy przez być może dość nudne i monotonne z początku losy Anny. Jest to jednak konieczne, aby w pełni poznać i docenić późniejsze wydarzenia, które z początku chaotyczne, na końcu układają się w logiczną całość. Sytuacje, które wydawały się nam naturalne, okazują się z góry ukartowane dla konkretnego celu.
Victoria Holt dość często zaskakuje w swoich powieściach nietypowym zakończeniem, absolutnie nie pasującym do klasycznych romansów. I tutaj finał jest dość odmienny od oczekiwań miłośników opowieści o miłości. Okazuje się bowiem, że przeszkody, które stały na drodze do szczęścia nie zostały w magiczny sposób pokonane, a spełnienie wymagało od bohaterów sporej dawki cierpliwości i samozaparcia.
Wątek kryminalny, o którym z początku czytelnik nie zdaje sobie sprawy, przeplata się przez całą historię niezauważony przez nikogo, dopóki sprawy nie przybierają dramatycznego obrotu. Dopiero finał daje odpowiedzi na nurtujące pytania i pokazuje, jak blisko Anny miały miejsce dramatyczne wydarzenia, przez nikogo niezauważone.

Podsumowanie

Nie mogę dodać nic ponad to, że książki Victorii Holt niezmiennie towarzyszą mi od dawna. Jestem pod wrażeniem jej wyobraźni i umiejętności tworzenia zagadki idealnie wplecionej w, zdawałoby się, pospolite losy bohaterów. Wydarzenia z jej powieści wydają się takie codzienne, mało znaczące. Jednak po poznaniu całej historii dowiadujemy się, jak wiele z pozoru błahych spraw wiązało się z zagadką, o której istnieniu nikt nie zdawał sobie sprawy.
Podobnie było z powieścią "Tajemnicza Kobieta", w której wątek kryminalny nie dawał o sobie jednoznacznie znać przez długi czas. Także sprawa romansu, który nie miał prawa istnieć, była bardzo nietypowa i momentami mało satysfakcjonująca. Mimo to z czystym sumieniem polecam książkę miłośnikom gatunku. Historia naprawdę mnie wciągnęła i z niecierpliwością czekałam na ciąg dalszy.
Uwielbiam takie powieści, na pewno jeszcze nie raz u mnie przeczytacie recenzje podobnej historii. A jak wy podchodzicie do romansów historycznych?


"Zielony Blask" Victoria Holt

"Zielony Blask" Victoria Holt


Tych, którzy czytali mój ostatni post, na pewno nie zaskoczy, że dziś powracam znowu do twórczości Victorii Holt. Jestem zachwycona jej powieściami i wcale nie będę płakać, jeśli uda mi się moją fascynacją kogoś zarazić. A uwierzcie mi, że warto.

"Zielony Blask" Victoria Holt

Opis z okładki

Jessica pragnie życia romantycznego i pełnego przygód. Kiedy więc bogaty poszukiwacz opali kupuje rodzinną rezydencję Claweringów, nie bacząc na zakazy zawiera z nim przyjaźń. Dzięki niemu poznaje historię najwartościowszego z opali, legendarnego Zielonego Blasku. Zniknięcie tego kamienia w tajemniczy sposób wiąże się z losami Jessici i jej bliskich. Za sprawą możnego opiekuna Jessica wychodzi za mąż, wyjeżdża na drugą półkulę i zostaje panią wspaniałej rezydencji na południu Australii - Pawiego Domu. Tam, całkowicie osamotniona, przeżywa chwile grozy. Zaczyna rozumieć, że nie tylko kamień, lecz także jej życie będzie stawką w grze.

Moja recenzja

Jestem romantyczką, chociaż staram się to na co dzień ukrywać. Ale już wybierając lekturę, często jednym z kryteriów jest wątek miłosny. Nie mam tu na myśli typowych Harlequinów, chociaż i takie zdarzało mi się czytać. Od dobrego romansu oczekuję elementu zaskoczenia, trochę niebezpieczeństwa i mnóstwa przygód. Dlatego tak cenię sobie twórczość Victorii Holt, która zawiera wszystkie te punkty.
Nie inaczej jest w przypadku "Zielonego Blasku", o czym spróbuję Was właśnie przekonać. Ten ciekawy romans historyczny wciągnął mnie bez reszty. Poznajemy młodą Jessicę, której życie do tej pory było co najmniej nudne, czasami wręcz przykre. Monotonia codzienności na szczęście nie zabiła w niej zamiłowania do przygody, które ujawni się w dogodnym momencie. A moment ten nadchodzi szybciej niż mógłby ktokolwiek przypuszczać. Jessica staje przed trudnym wyborem między pozostaniem w rodzinnym domu, gdzie nikt zdaje się nie żywi do niej cieplejszych uczuć, a wyruszeniem w podróż pełną przygód z człowiekiem całkowicie obcym, a do tego niesamowicie dumnym i pewnym siebie.
Żeby nie było za wesoło, przeszłość bohaterki osnuta jest tajemnicą, której nikt nie chce wyjawić. Przyszłość natomiast może okazać się bardzo niebezpieczna, a losy Jessici dalekie od szczęśliwych. W to wszystko wplątane jest silne uczucie, którego nikt się nie spodziewał, a które zdaje się nie ma szansy na happy end.
Uwielbiam książki tej autorki, przeczytałam ich już sporo i znam jej styl. Dlatego zakończenie nie było dla mnie jakąś wielką niespodzianką, chociaż i ja w pewnym momencie dałam się zwieść pozorom. Gwarantuję, że dla osób dopiero zaznajamiających się z tymi powieściami, finał będzie nie lada zaskoczeniem.

Podsumowanie

Świetna. Zaskakująca. Romantyczna. Nie znalazłam w tej książce jakiś rażących wad, nie umiem wskazać choć jednej. Mogę się tylko przyczepić, że ogólnie powieści Victorii Holt są pisane jednym stylem i po pewnym czasie już można wysnuć przypuszczenia co do fabuły. Jednak dla osób, które dopiero zaczynają z nią przygodę, na pewno będą nie lada zaskoczeniem. Polecam z czystym sumieniem, zwłaszcza romantykom, choć wątek miłości nie jest tutaj najważniejszy.

Jaki jest wasz ideał romansu? A może wcale takich książek nie czytacie?





"Wyznania agentki czyli obsesja polsko -rosyjska" Paulina Matysiak

"Wyznania agentki czyli obsesja polsko -rosyjska" Paulina Matysiak

Ostatnio dostałam propozycję zapoznania się z najnowszym e-bookiem Pauliny Matysiak, która publikacjami swoich prac zajmuje się od 2011. Przyznam, ze sam fakt, że jest to powieść wydana tylko w postaci e-booka troszkę mnie zniechęcił. Jestem raczej miłośniczką wersji papierowych, chociaż wiem, że miłośników elektronicznej literatury przybywa z każdym rokiem. Mimo tego postanowiłam dać książce szansę, a wszystko z powodu interesującego opisu.

"Wyznania agentki czyli obsesja polsko -rosyjska" Paulina Matysiak

Opis z okładki

Erotyczny dramat psychologiczny wpisany w narrację niełatwych relacji polsko-rosyjskich.
Pozycja idealna dla osób interesujących się zagadnieniami identytaryzmu, syndromu sztokholmskiego, biocentryzmu, psychotroniki czy teorii spiskowych. Świat przedstawiony to pełna sexu i przemocy arena gier politycznych, walki z wrogą propagandą i działań służb specjalnych.
Anastazja zostaje złapana na terytorium obcego państwa. Zarówno strona polska jak i rosyjska podejrzewa ją o szpiegostwo. Problemem w tym, że dziewczyna sama nie wie kim jest. Amnezja jest wynikiem traumatycznych przeżyć czy przeprogramowania umysłu? Skąd wspomnienia o romansie ze znanym rosyjskim politykiem i jaką cenę przyjdzie za nie zapłacić? Czy dziewczynie uda się odzyskać pamięć i dowiedzieć po czyjej stoi stronie?
Bohaterka obnaży przed Tobą brutalny świat pełen przemocy, dzikich żądz i emocji niszczących psychikę. Akcja jest jak sinusoida - dynamika i szybka narracja mieszają się z analityczną nostalgią, która daje wgląd nie tylko w brutalne wydarzenia, ale też w ukryte warstwy rzeczywistości i wewnętrzny świat bohaterki stąpającej po krawędzi szaleństwa.
Pierwsza część zawiera sporą dawkę polityki. Druga uderzy Cię toksycznie krwawą akcją i zanurzy w technikach manipulacji umysłem oraz mechanizmach rozszczepu osobowości. Trzecia zszokuje makabryczną dozą erotyki. Każdą z nich można czytać oddzielnie i w dowolnej kolejności.
Wszystkie postacie występujące w prozie są fikcyjne, a wizerunek polityka nie był inspirowany życiem żadnego rzeczywistego gracza na arenie geopolitycznej. Ta historia nigdy się nie wydarzyła!

Moja recenzja


To może zacznijmy od początku. Książka, jak sam tytuł wskazuje, jest pewnego rodzaju dialogiem między tytułową bohaterką a psychiatrą, próbującym pomóc jej odzyskać pamięć. Znajdujemy się w gabinecie lekarskim, gdzie poznajemy nic niepamiętającą kobietę, odnalezioną w dziwnych okolicznościach. Podczas seansu hipnozy Anastazja powoli przypomina sobie niektóre momenty swojego życia. 
Początek jej historii ma miejsce w momencie, kiedy niczego nieświadoma zostaje zatrzymana przez rosyjskie służby. Od tego momentu zaczyna się dziwny, momentami fascynujący etap w jej życiu. Zanim jednak dojdziemy do części fabularnej, autorka zapoznaje nas z poglądami politycznymi bohaterki i jej niecodziennymi spostrzeżeniami co do ogólnej sytuacji światowej. Wszystkie wydarzenia opisane w książce są inspirowane rzeczywistymi sytuacjami, na przykład katastrofa smoleńska. Nie chcę tu pisać czy poglądy autorki są zgodne z moimi, nie o to tu chodzi. Na polityce się nie znam, nie analizowałam sytuacji tak dogłębnie więc nie mogę na ten temat nic powiedzieć. Pozostawiam to do oceny każdego czytelnika indywidualnie. Mogę tylko powiedzieć, że z początku książka jest bardzo polityczna, każde słowo jest analizowane właśnie pod tym względem. 
Potem możemy obserwować osobliwe stosunki między Anastazją a pewnym politykiem. Pełne bólu, strachu czy żądzy, ale też w pewien sposób pełne miłości (choć jest to miłość niezdrowa i według mnie destrukcyjna). Głównym elementem tych stosunków były sprawy łóżkowe, które, wydaje mi się, były tym, co najmocniej ich łączyło. I nie chodzi tu o zwyczajny seks, mamy tu bowiem mężczyznę dominującego, uwielbiającego stawianie na swoim i uległą kobietę, podporządkowującą się jego woli. Jeśli Wam przychodzi na myśl "50 twarzy Grey'a" to muszę ostrzec co wrażliwszych. W Grey'u bardziej chodziło o uczucie, a sprawy łóżkowe były tylko uzupełnieniem. Tutaj mamy niezdrową relacje pełną bólu, która jednak daje też w pewien sposób satysfakcję. Kary są przemyślane i mają sprawić jak najwięcej cierpienia, chociaż niekoniecznie fizycznego. Bardziej by tu pasowało słowo manipulacja, która jest jednym z głównych tematów książki.
Tak naprawdę do końca nie wiadomo kim jest Anastazja. Czasem wydaje się, że jest przypadkową ofiarą, czasem byłam zupełnie pewna, ze jest tajną agentką. Potem uwierzyłam, że jest zwykłą dziewczyną trawioną przez straszną chorobę. Zakończenie z jednej strony wyjaśnia pewne kwestie, z drugiej jednak pozostawia lekką niepewność, czy rzeczywiście wszystko jest takie oczywiste.

Podsumowanie

"Wyznania agentki" to powieść idealna dla miłośników literatury przesiąkniętej polityką, a co za tym idzie dla miłośników teorii spiskowych, których tutaj nie zabraknie. Czasem wydaje się, że Anastazja dopatruje się intrygi w najprostszych działaniach, co w pewien sposób potwierdza jej niepoczytalność.
Z początku miałam problem z tą książką. Jak już pisałam wcześniej, polityka nie jest moim ulubionym tematem, a wstęp jest praktycznie poświęcony tylko jej. Jednak z biegiem czasu, kiedy akcja zaczęła się zagęszczać a wydarzenia przyspieszać, odczuwałam autentyczna przyjemność przy czytaniu. Nie znajdziemy tu łatwych tematów, wszystko wydaje się bardzo skomplikowane, nie ma tu dobra ani zła, ponieważ wszystko zależy od miejsca, z jakiego obserwujemy sytuację. Każdy ma swoje racje i niestety nie da się ich pogodzić z sobą.

Dla chcących zapoznać się z książką odsyłam do strony internetowej, gdzie jest ona dostępna.


"Obserwator" Charlotte Link

"Obserwator" Charlotte Link

"Obserwator" Charlotte Link

Bardzo lubię czytać thrillery, a w szczególności te psychologiczne. Uwielbiam to napięcie, tajemniczość i niepewność. Niedawno wpadł  mi w ręce "Wielbiciel" Charlotte Link, którego recenzję możecie znaleźć tutaj. Bardzo mi się ta powieść spodobała, mimo że brak było w niej jakiejś większej zagadki. Jestem wierna autorom, którzy wywarli na mnie pozytywne wrażenie, dlatego w mojej bibliotece zagościł kolejny tytuł napisany przez panią Link.

Opis z okładki

Samson to singiel, samotnik i dziwak - bezrobotny i nieszczęśliwy. Szary, zwykły człowiek, który nie rzuca się w oczy. Obserwuje życie obcych mu kobiet. Identyfikuje się z nimi i chce wiedzieć o nich wszystko. Może dlatego, że jego własne życie składało się dotychczas tylko z niepowodzeń i odrzucenia? Z dala, ale pełen oddania, kocha piękną Gillian Ward. Potajemnie bierze udział w jej perfekcyjnym życiu. W tym samym czasie seria okrutnych morderstw wstrząsa Londynem. Ofiary to samotne, starsze kobiety. Zamordowane w wyjątkowo brutalny sposób. Policja szuka psychopaty.

Moja recenzja

 "Obserwator" jest kolejną powieścią, którą udało mi się w ostatnim czasie przeczytać. Jest to historia z pozoru całkiem zwyczajna. Otóż mamy szczęśliwą rodzinę, wręcz idealną. Mamy także samotnego nieszczęśnika, niezdolnego zapanować nad swoim życiem, który w desperacji postanawia żyć życiem innych ludzi. Wydaje się oczywiste, że idealna rodzina Wardów jest dla niego spełnieniem najskrytszych marzeń. Obserwując ich, ma wrażenie, że może uczestniczyć w ich codzienności. Jednak czy na pewno wszystko jest takie wspaniałe? Po pewnym czasie pojawiają się rysy, które zmieniają jego sposób postrzegania sąsiadów.
W tle tych wydarzeń dochodzi do makabrycznych morderstw, pozornie ze sobą niezwiązanych, które wywołują szok w mieszańcach Londynu. Co łączy Gillian z zamordowanymi kobietami? Policja szuka jakiegokolwiek związku, co wydaje się wręcz niemożliwe.
Historia pochłonęła mnie bez reszty. Zagadka była bardzo dobrze przemyślana, dzięki czemu nie tak łatwo było odgadnąć motyw. Dodatkowo zamęt wprowadzał sposób rozumowania mordercy, który był pokrętny i nielogiczny dla większości osób. Jeśli chodzi o samego sprawcę, tutaj można podziwiać kunszt pisarski. Nie podejrzewałam nawet przez chwilę, kto mógł być winny. Byłam całkowicie zaskoczona, co po przeczytaniu tylu thrillerów rzadko się zdarza.
Jedyny zarzut (chociaż to może za dużo powiedziane) mam do momentu wyjaśnienia sprawy. Kto jest winny dowiedziałam się już w połowie drugiego tomu, a rozwiązanie tego problemu wydawało się lekko przeciągnięte w czasie. Nie można tutaj odmówić autorce pomysłowości, choć ja bym akcję widziała w trochę innym otoczeniu. Finał był według mnie lekko przekombinowany.
Mam za sobą dopiero dwie książki Link, ale już zauważyłam pewną prawidłowość. Otóż autorka stawia na pewną niezależność kobiet, co widać w ich końcowym podejściu do związków damsko-męskich. Nie jest to broń boże wada, po prostu inne spojrzenie na te tematy. Dzięki temu książka nie staje się cukierkowa przy zakończeniu, a co za tym idzie wydaje się bardziej prawdziwa. 

Podsumowanie

Jak już pisałam, twórczość Charlotte Link bardzo przypadła mi do gustu. Jej thrillery są przemyślane, zagadki bardzo ciekawe, a bohaterzy prawdziwi. Autorka opisuje postacie w sposób naprawdę sugestywny, nie ma tu osób bladych, niedokończonych. Nawet bohaterzy drugoplanowi mają swój charakter, swoje nawyki, które poznajemy w sposób subtelny, nie nachalny. Jestem pewna, że jeszcze nie raz będę miała przyjemność czytania książek Charlotte Link
.
A Wy mieliście już styczność jej tekstami? Jakie są wasze wrażenia?




"Twoje serce należy do mnie" Dean Koontz

"Twoje serce należy do mnie" Dean Koontz

"Twoje serce należy do mnie" Dean Koontz



Mimo, że przygodę z blogowaniem zaczęłam całkiem niedawno, na mojej stronie można już znaleźć sporo recenzji dotyczących książek Koontza. Jego powieści towarzyszą mi już od jakiegoś czasu, sięgam po nie dość często pomiędzy innymi gatunkami literackimi. Traktuję je trochę jak coś znanego, coś, po czym wiem, czego się spodziewać. Tym razem zdecydowałam się na tytuł "Twoje serce należy do mnie".

Opis z okładki

Trzydziestoletni Ryan Perry, twórca internetowego imperium, ma świat w garści. Jest bogaty i szczęśliwie zakochany - czyż mógłby pragnąć więcej? Niespodziewanie dowiaduje się, że cierpi na nieuleczalną, śmiertelną chorobę serca. Jego życie może uratować tylko przeszczep, a lista oczekujących jest długa. Choroba wyciska na nim piętno - Ryan Popada w paranoję, prześladują go niepokojące wizje i podejrzenia wobec osób z najbliższego otoczenia, także ukochanej Samanthy. Czy ktoś próbował go otruć? W końcu decyduje się na zmianę kardiologa. Na nowe serce nie musi długo czekać. Rok później znowu czuje się jak młody bóg... i nagle dziwne wydarzenia i wizje powracają. Ktoś zaczyna przesyłać mu zagadkowe prezenty: walentynkowe serduszka z wyznaniem Bądź mój, złoty wisior w kształcie serca. I wiadomość: Twoje serce należy do mnie. Wszystko wskazuje na to, że dawca chce odzyskać swoje serce...

Moja recenzja

Fabuły nie trzeba raczej tłumaczyć, wszystkie najważniejsze elementy zostały zawarte w opisie samej książki. Niestety opis ten dużo zdradza, tak naprawdę prowadzi nas przez prawie całą powieść. Na szczęście dla czytelników, autor opisu nie zdradza wszystkiego, choć to, co zostało napisane zmniejszy niestety przyjemność z czytania. Mamy tu bowiem przekrój wszystkich ważniejszych wydarzeń, które spotykają głównego bohatera.
Mamy młodego, bogatego mężczyznę, któremu w życiu niczego nie brakuje. I nagle dowiaduje się on, że zostało mu niewiele życia, a operacja ratująca życie jest tylko odległym marzeniem. W takiej sytuacji człowiek nie myśli racjonalnie, podejmuje decyzje, o które w normalnych warunkach by się nie podejrzewał, a które mają wielki wpływ na postrzeganie otoczenia. Nie zdradzając szczegółów, powiem tylko, że chęć przeżycia może być na tyle silna, aby sprzeniewierzyć się wyznawanym przez siebie wartościom i zrobić coś naprawdę złego. Gorsze jest chyba tylko to, że główny bohater próbuje sam przed sobą ukryć ten postępek, udaje, że nie zna odpowiedzi i jest całkowicie niewinny. Jego postępowanie ma bardzo negatywne skutki, zarówno dla niego, jak i dla jego najbliższych.
Temat książki jest bardzo ciekawy, można powiedzieć, że aktualny. Ile osób jest skazanych na powolne umieranie w oczekiwaniu na ratującą życie operację? Jaki odsetek tych nieszczęśników, mając środki i możliwości, złamałoby prawo aby się uratować? Niestety nie tylko o prawo tu chodzi, a o ludzkie życie, które trzeba poświęcić dla ratowania innego. Także ta zimna obojętność bohatera, jego teoretyczna niewiedza, wzbudza politowanie czytelnika, odbiera mu tą nić sympatii, którą mogła wzbudzić historia choroby i leczenia.
Zakończenie było według mnie najlepszym elementem całej powieści. Zaskakujące, gwałtowne, uświadamiające. Po przebrnięciu przez dość długą fabułę, która nie wnosiła żadnych konkretnych niespodzianek, sam finał wydał się eksplozją zdarzeń, dzięki którym znajdujemy w końcu odpowiedzi na nurtujące pytania.

Podsumowanie

Mimo dość ciekawej fabuły i zaskakującego zakończenia, książkę tą mogę zaliczyć co najwyżej do dobrych. Na minus działa tu dość powolna z początku akcja, która może zniechęcić już na samym starcie. Druga część jest już pod tym względem znacznie lepsza, choć ciągle miałam w pamięci to dość przeciętne wprowadzenie. Ci, którzy czekają na pełną napięcia intrygę, muszą się uzbroić w cierpliwość.

A wy macie jakieś doświadczenia z twórczością Deana Koontza?



"Bliźnięta z lodu" S.K. Tremayne

"Bliźnięta z lodu" S.K. Tremayne

"Bliźnięta z lodu" S.K. Tremayne


Thrillery psychologiczne ostatnio dość  często goszczą na mojej półce. Lubię ten dreszcz, to napięcie, jakie serwują nam ich autorzy. Dlatego kiedy w sklepie znalazłam "Bliźnięta z lodu" S.K. Tremayne wiedziałam, że będzie to książka dla mnie.

"Bliźnięta z lodu" S.K. Tremayne

Opis z okładki

Rok po tym, jak w wypadku ginie jedna z bliźniaczek jednojajowych, Lydia, Angus i Sarah Moorcroft przeprowadzają się na maleńką wysepkę, którą Angus odziedziczył po babci. Liczą na to, że będą mogli tam podnieść się z traumy. Jednak gdy ich żyjąca córka, Kristie, twierdzi,ze pomylili jej tożsamość - i że w rzeczywistości jest Lydią - koszmar powraca.
Zbliża się zima i Angus jest zmuszony opuścić wyspę, by podjąć pracę. Sarah czuje się odizolowana, a ich córka staje się coraz bardziej niespokojna. Gdy potężny sztorm odcina je od świata, zmuszone są stawić czoła temu, co naprawdę wydarzyło się tamtego feralnego dnia.

Moja recenzja

Jeśli tylko książka jest oznaczona jako thriller psychologiczny, moje ręce automatycznie się do niej wyrywają. Tak było i tym razem. Dodatkowym atutem przemawiającym na jej korzyść była okładka, która obiecywała mocne wrażenia. Nie widzimy tu niby nic nadzwyczajnego, dwie dziewczynki obserwujące latarnię. Jednak patrząc na tą scenę można poczuć pewne wyobcowanie, obawę, a nawet strach.
Mamy tu młode małżeństwo, które pragnie powrócić do normalności po wstrząsającej tragedii, jaka ich spotkała. W wypadku zginęła ich córka, co całkowicie zmienia ich wzajemne nastawienie. Sytuacji nie polepsza fakt, że żyjąca Kirstie, identyczna siostra bliźniaczka zmarłej dziewczynki zaczyna zachowywać się w sposób bardzo niepokojący. Czy jest możliwe, ze rodzice przez rok od tragedii nie poznali, która córka przeżyła? Sytuacja wydaje się bardzo skomplikowana, nie ma fizycznej możliwości udowodnienia, która dziewczynka pozostała przy życiu.
Historię poznajemy z dwóch perspektyw, Angusa i Sarah. Możemy wczuć się w ich emocje, zgłębić ich obawy. Sugestywny jest fakt, że wersję Sarah poznajemy w pierwszej osobie, to ona nam opowiada o sobie i swojej rodzinie. Za to postać Angusa poznajemy z narracji w osobie trzeciej. Przyznaję, że miało to wpływ na moje postrzeganie rzeczywistości.
Od samego początku powieści ciężko jest się domyślić, jak naprawdę wygląda sprawa z bliźniaczkami, która miała wypadek, a która przeżyła. Wersja każdej ze stron jest inna i do końca nie wiadomo, kto w tym wszystkim ma rację.
Spodziewałam się całkiem innego zakończenia,  finał mnie zaskoczył, i to bardzo. Dzięki temu cała powieść zyskała w moich oczach. Rzadko się zdarza, aby zakończenie było tak niespodziewane, wręcz szokujące. Pod sam koniec powieści  wydawało mi się, że znalazłam już wyjaśnienie całego zamieszania, że wiem, co się tak naprawdę wydarzyło. Ależ było moje zdziwienie, kiedy przeczytałam ostatni rozdział.
Jeśli czekacie na jakąś wadę, to mogę wytknąć autorowi jedną. Z początku książka mi się troszkę dłużyła. Opisy sytuacji były czasami bardzo nużące, przeciągały akcję, co mnie zniechęcało do dalszego czytania. Na szczęście potem zaczęło się robić naprawdę ciekawie, a tajemnica, jaką stawiał przed nami autor, zmusza do kontynuowania lektury.

Podsumowanie

Jestem zdziwiona zakończeniem, mogę nawet powiedzieć, że wstrząśnięta. Fakt ten stawia powieść na bardzo wysokim miejscu na mojej liście. Oczywiście ma swoje wady, które na szczęście z biegiem całej historii idą w zapomnienie. Troszkę zmyliła mnie klasyfikacja jako thriller psychologiczny. Osobiście wcale nie jestem pewna, czy też bym przypisała powieści tą etykietę. Tyle, że nie umiem powiedzieć, jaki gatunek literacki byłby bardziej na miejscu, dlatego pozostanę przy thrillerze. 
Polecam każdemu, kto lubi mroczne opowieści, rodzinne sekrety czy niewyjaśnione tragedie.




"W samo południe" Nora Roberts

"W samo południe" Nora Roberts

"W samo południe" Nora Roberts


Macie czasem ochotę na odrobinę romansu? Bo mi się to często zdarza. Dla urozmaicenia do historii o miłości możemy dodać nieco sensacji, dzięki czemu powstaje nam naprawdę interesujące dzieło. Wszystkie te elementy możemy znaleźć w powieści Nory Roberts "W samo południe".

Opis z tyłu okładki

Phoebe MacNamars jako policyjny negocjator zostaje wezwana do mężczyzny zamierzającego skoczyć z dachu. Dzięki sile spokoju i zręcznie prowadzonej rozmowie udaje jej się odwieść niedoszłego samobójcę od odebrania sobie życia oraz... zauroczyć pewnego przystojnego bogacza. Pani porucznik, która na co dzień świetnie radzi sobie w sytuacjach krytycznych, nie wie, jak zachować się w obliczu uczucia. Jak połączyć intensywne, pełne przygód życie zawodowe, rodzinne i miłość?

Moja recenzja

Niech opis nikogo nie zwiedzie, można by pomyśleć, że jest to typowy współczesny romans. Oczywiście temat miłości gra tu bardzo ważną rolę, w końcu to Nora Roberts. Ale przecież obiecałam wam troszkę sensacji. I dotrzymam słowa. Otóż główna bohaterka, która jak wynika z opisu jest policyjną negocjatorką staje się obiektem prześladowania. Z początku można pomyśleć, że incydenty są całkiem przypadkowe. Jednak z biegiem czasu akcja się zagęszcza, zagadka okazuje się nie mieć tak oczywistego zakończenia jak nam się na początku wydaje.

Jakby mało było zamieszania, na horyzoncie pojawia się miłość. Jak każdy wie, uczucie może naprawdę namieszać w uporządkowanym życiu.  Phoebe nie wie, czy może ulec namiętności, zwłaszcza, że może to się wiązać ze ściągnięciem niebezpieczeństwa na Duncana i całą swoją rodzinę.

Podsumowanie

Sam pomysł na fabułę wydał mi się bardzo interesujący, historia była naprawdę wciągająca. W połączeniu z kiełkującym romansem Phoebe mamy  świetną opowieść, dzięki której bez wątpienia można się zrelaksować. Nie jest to może najlepszy thriller, z jakim miałam do czynienia, niemniej wątek kryminalny świetnie wpisuje się w ogólną treść powieści, uzupełnioną ekscytującą historią miłosną.

Łącząc wątek sensacyjny, sercowy i poniekąd rodzinny Nora Roberts stworzyła powieść ciekawą, godną uwagi. Czytając ją spędziłam bardzo przyjemny czas, a chyba o to właśnie w lekturze chodzi.



"Recenzja" Dean Koontz

"Recenzja" Dean Koontz

Krytyka potrafi być czasem bardzo bolesna. Każdy pisarz obawia się jak jego dzieło zostanie odebrane. Dean Koontz w swojej powieści stworzył całkiem nowe pojęcie krytyki, oparte na strachu i terrorze.

"Recenzja" Dean Koontz

Opis z okładki

"Cullen Greenwich jest pisarzem, ojcem sześcioletniego, nadzwyczaj uzdolnionego syna. Właśnie ukazała się jego szósta powieść, która powszechnie zbiera pozytywne oceny - z wyjątkiem jednej, napisanej przez Shearmana Waxxa, czołowego krytyka literackiego w Ameryce. Jego recenzja jest nie tylko wyjątkowo niepochlebna, ale mija się z faktami. Okazuje się, że krytyk mieszka w pobliskiej Laguna Beach i uchodzi za ekscentryka. Wbrew radom Cullen postanawia przynajmniej zobaczyć, jak wygląda tajemniczy adwersarz. W rezultacie dochodzi do przypadkowego spotkania obu mężczyzn w toalecie restauracji. Na pożegnanie Waxx wymawia pojedyncze słowo, które w uszach Cullena brzmi jak groźba - zguba. Tego samego wieczoru Waxx składa nocną wizytę w domu Greenwichów. John Clitherow - pisarz, który trzy lata wcześniej znalazł się na celowniku demonicznego krytyka - informuje Cullena, iż Waxx to niebezpieczny psychopata, który w okrutny sposób zamordował jego córki, żonę i rodziców. Radzi mu, by natychmiast uciekał wraz z bliskimi. Następuje eskalacja groźnych wydarzeń: kolejne nocne włamanie, brutalna napaść, w końcu dom Cullena zostaje wysadzony w powietrze. Tropieni jak dzikie zwierzęta, pisarz i jego żona muszą stawić czoła Złu w najczystszej postaci - inaczej zginą..."

Moja recenzja

Jestem miłośniczką twórczości Deana Koontza. Czytam naprawdę wszystko spod jego pióra, co mi wpadnie w ręce. "Recenzja" zapowiadała się naprawdę dobrze. Już sama okładka (przynajmniej według mnie) wyróżniała tą pozycję spośród innych jego dzieł. I to wyróżniała pozytywnie. Nie spodziewałam się raczej niczego tak dobrego jak "Odwieczny wróg" czy "Fałszywa pamięć", dla mnie są to niezaprzeczalne hity tego autora. Nastawiłam się jednak na dobrą historię z odrobiną fantasy.

Nie rozczarowałam się, mimo, że na odrobinę fantasy trzeba troszkę dłużej poczekać. Jest to opowieść o ucieczce, chęci ratowania rodziny, a w konsekwencji konieczności stawienia czoła niebezpieczeństwu. Jak wynika z opisu na początku mamy do czynienia z recenzją. Nie jest to byle jaka opinia, krótki artykuł z nieuzasadnioną krytyką staje się początkiem tragicznych zdarzeń. Jej autor z niewyjaśnionych przyczyn pragnie zniszczyć pisarza i jego rodzinę, którzy w tym działaniu nie mogą się dopatrzeć żadnego sensu. Na dodatek dowiadują się, że nie są jego pierwszymi ofiarami, a poprzednie recenzje zakończyły się makabrycznymi morderstwami.

I tu wkracza prawdziwy Koontz. Jego styl jest najbardziej widoczny przy kreowaniu Penny, żony Cullena i ich synka. Wprowadza za ich pośrednictwem odrobinę magii, nadprzyrodzonych umiejętności i ogólnie tego czegoś, co się składa na twórczość Koontza. Jeśli nie czytaliście żadnej jego książki to niestety nie zrozumiecie o czym mowa, bowiem bez przytoczenia całej fabuły nie uda mi się Wam do końca przedstawić tego charakterystycznego elementu. Pojawia się też, a jakże, cudowny pies, który ma swój udział w rozwiązaniu całego tego galimatiasu.

Akcja powieści potrafi naprawdę wciągnąć, mimo całej przewidywalności, jaką niesie za sobą przeczytanie kilkunastu zbliżonych dzieł autora. Pojawiają się tu wątki bardzo dla niego typowe, jak wcześniej wspomniany pies czy zadziwiająca wiedza, jaką posiadają bohaterowie. Także sama próba rozwiązania zagadki tajemniczego krytyka przywodzi mi na myśl kilka innych książek Koontza. Nie jest tak, że tematyka się powtarza. Bardziej chodzi tu o wyczulenie na styl pisarza, o znajomość jego twórczości.

Podczas finałowej sceny w pierwszym momencie wydawało się, że będzie to bardzo intrygujący moment. Niestety nie do końca spełnił moje oczekiwania. Mam wrażenie, że wszystko troszkę za szybko się rozegrało, tak jakby całkowicie pomijając głównych bohaterów. Mieli oni oczywiście swój udział w zakończeniu, jednak nie na tyle duży, aby czytelnik był w pełni usatysfakcjonowany. Brakowało mi tu czegoś bardzo ważnego, jakiegoś sensownego uzasadnienia całej fabuły. Oczywiście dowiadujemy się kto, co i dlaczego. Moim zdaniem jednak temat ten był nie do końca rozwinięty. Zabrakło też troszkę elementów fantastycznych, a te opisane były bardzo nierzeczywiste. Miałam wrażenie, jakby zostały wrzucone na siłę, jako poboczny, nie do końca potrzebny element.

Podsumowanie

Rozpisałam się na temat wad, można by pomyśleć, że książka nie przypadła mi do gustu. Nie jest to nawet cień prawdy. Bardzo polubiłam bohaterów "Recenzji", mimo że byli oderwani od rzeczywistości (ale tego się można było spodziewać sięgając po powieść Koontza). Intryga opisana była w sposób ciekawy, zachęcający do dalszego czytania. Mimo niektórych przewidywalnych elementów znalazło się kilka momentów, które mnie zaskoczyły. Muszę od razu wspomnieć, że schematyczność, na którą zwróciłam uwagę ma związek z ilością przeczytanych przeze mnie książek tego autora. Nie sposób nie myśleć takimi schematami po zapoznaniu się z tyloma pozycjami stworzonymi przez jednego człowieka. Więc jeśli będzie to Twoja pierwsza książka Koontza to będziesz całkowicie zaskoczony fabułą. I na pewno sięgniesz  po więcej.




"Poza strachem" Jaye Ford

"Poza strachem" Jaye Ford

"Poza strachem" Jaye Ford
Książka znaleziona na półce u koleżanki, zainteresowała mnie swoją okładką i opisem. Nie znam autorki, z tego co wiem to książka "Poza strachem" jest jej pierwszą powieścią. I muszę powiedzieć, że mam nadzieję natrafić jeszcze na jej twórczość. 

Ale zacznijmy od początku. Opowieść rozgrywa się na odludziu, z dala od miasta czy chociażby jakichkolwiek domów. Poznajemy cztery przyjaciółki pragnące spędzić weekend we własnym towarzystwie, z dala od zgiełku metropolii. Już sam początek, opis miejsca akcji przywodzi mi na myśl typowe amerykańskie thrillery telewizyjne. Nie mówię wcale, że jest w tym coś złego. Takie po prostu miałam skojarzenia. A dalsza treść mnie w tym upewniła.

Jodie Cramer, która jest tak naprawdę główną bohaterką, przeżyła w przeszłości koszmar.  Była świadkiem gwałtu i morderstwa swojej najlepszej przyjaciółki, sama ledwo uszła z życiem. Wydarzenie to odcisnęło piętno na jej całym życiu. Poznajemy ją w momencie, kiedy wraz ze swoimi koleżankami wybiera się na coroczne wakacje. Tym razem wybór pada na domek pośród lasów, z dala od jakichkolwiek zabudowań. Już sam ten wybór według mnie jest bardzo ryzykowny, nie lubię samotności, może po prostu widziałam za dużo filmów i czytałam mnóstwo horrorów. I oczywiście miałam rację.

Sielankę przerywa najście dwóch mężczyzn, którzy udając przyjacielskich zdobywają na tyle zaufanie kobiet, aby te ich wpuściły do środka.  Jedynie Jodie przeczuwa nadchodzące niebezpieczeństwo, nie udaje jej się niestety przekonać reszty. W pewnym momencie beztroska zamienia się w walkę o życie, kiedy goście pokazują swoje prawdziwe oblicze.

Szansą dla uwięzionych kobiet staje się były policjant, Matt Wiseman. Zauroczony główną bohaterką może stanowić ratunek, lub chociażby wsparcie. Można powiedzieć, że za jego sprawą autorka wprowadziła element romansu, który w swojej prostocie nie zdominował w żadnym stopniu akcji thrillera. Jest po prostu ciekawym akcentem urozmaicającym i tak dynamiczną akcję. I oczywiście ma za zadanie przyciągnąć damską część czytelników.

Jak już zdążyłam napisać wyżej książka wywarła na mnie pozytywne wrażenie. Przeczytałam ją szybko, nie mogłam jej wręcz odłożyć. Nie jest to może najlepszy thriller jaki zdarzyło mi się poznać, mogę jednak śmiało powiedzieć, że nie jest on także na samym końcu. Powieść raczej nie odciśnie śladu na całym naszym życiu, po prostu ciekawa lektura dla pragnących odrobiny rozrywki. Można jednak powiedzieć, że czegoś mnie nauczyła. Nie wybierać na wypoczynek odludnych miejsc, nie ufać nieznajomym, a przede wszystkim nie wpuszczać ich do domu.

Chociaż nie, ja już to wiedziałam przed "Poza strachem".



"Wielbiciel" Charlotte Link

"Wielbiciel" Charlotte Link

"Wielbiciel" Charlotte Link
Czy na pewno wiesz z kim dzielisz życie? Czy znasz wystarczająco swoją drugą połówkę? Założę się że nigdy ci nie przyszły do głowy takie pytania. A jednak codzienność potrafi nas bardzo nieprzyjemnie zaskoczyć.

"Wielbiciel" jest to powieść o pozornie zwykłym losie głównej bohaterki. Wszystko jest w jak najlepszym porządku, pełnia szczęścia. Do czasu, aż Leonę porzuca mąż. Jest to moment zwrotny w jej poukładanym dotychczas życiu. Chociaż samo w sobie jest wydarzeniem smutnym, na pewno nie starczy do napisania trzymającego w napięciu thrillera. Jednak to, co się wydarzy później zmienia wszystko.

Przychodzi czas na nowy związek, pojawiają się nowe możliwości. Jednak coś się z biegiem czasu zmienia, pętla zaciska się coraz mocniej. Codzienność zmienia się w horror, z którego bardzo trudno jest się uwolnić.

Wciągnęło mnie na amen. Nie mogłam się oderwać. Niby wszystko wydaje się jasne już od początku, wiemy kto, co i dlaczego. Jednak autorka trzyma czytelnika w napięciu do samego końca. Najbardziej przeraża fakt, że sytuacja opisana w powieści może się przytrafić każdemu. Poznajesz mężczyznę i nigdy do końca nie wiesz kim on jest. Jakie ma sekrety czy wady. Zanim się zorientujesz jesteś już uwikłana w związek. Na szczęście przypadki takie nie są częste, obawa jednak pozostaje.

Według mnie książka jest warta uwagi, miłośnicy thrillera psychologicznego będą zachwyceni. Ja byłam. Na pewno sięgnę jeszcze po jakąś powieść Charlotte Link, chociażby po to, aby upewnić się co do jej talentu do trzymania czytelnika w napięciu.

"Misery" Stephen King

"Misery" Stephen King

"Misery" Stephen King
Do przeczytania "Misery" skłoniło mnie tak naprawdę kilka poprzednio przeczytanych powieści Kinga, które przypadły mi do gustu. Tutaj muszę przyznać, że opis z tyłu okładki nie wzbudził mojego szczerego zainteresowania. Bo czy można napisać ciekawą opowieść, w której występują tylko dwie osoby?

Okazuje się, że nie tylko można, ale czasami efekt jest piorunujący. Niby nic takiego, dom na odludziu, dwoje całkowicie obcych ludzi, w tym jedna ciężko ranna. Gdzie tu można wprowadzić akcję czy choćby odrobinę dramatyzmu? Jednak od pierwszych stron, kiedy poznajemy Annie Wilkes budzi ona naszą niechęć, a po pewnym czasie autentyczny strach. I nie chodzi tu o jej czyny, bardziej przemawia do nas jej sposób bycia, dziwne zachowania czy słowa. Lecz tak naprawdę nie zdajemy sobie sprawy z kim mamy do czynienia do czasu, aż nasza gospodyni nie zacznie testować na swoim "gościu" środków wychowawczych mrożących krew w żyłach.

Naprawdę nie mogłam uwierzyć w to, jak Annie postanowiła nauczyć Paula postępowania według niej właściwego. Nie chcę zdradzać zbyt wiele, abyście mogli przeżyć takie samo jak ja zaskoczenie. Mogę jedynie powiedzieć, że do końca rozdziału nie wierzyłam, ze ktokolwiek byłby do tego zdolny. Tak samo zareagowałam na sposób usunięcia pewnego nieproszonego gościa (celowo pomijam detale).

Już wiemy, że Paul nie miał lekkiego życia w czasie swojej wizyty. Ale jak to się skończyło? No cóż, zakończenie może nie tyle mnie zaskoczyło swoją treścią co ogólną formą. Z jednej strony mamy do czynienia z zakończeniem raczej możliwym, nie ma tu żadnych haczyków czy powstających trupów. Z drugiej strony finał okazał się mało spektakularny biorąc pod uwagę całą powieść. Jednak według mnie takie zakończenie na pewno nie umniejsza znaczenia tej lektury, raczej je urzeczywistnia,  dodaje realności i autentyzmu.

Nigdy nie wiemy do czego jesteśmy zdolni aby przeżyć. Dopiero w obliczu zagrożenia wychodzą z nas pierwotne instynkty, które trzymają nas przy życiu tak długo jak się da.

Polecam z czystym sumieniem.

Copyright © 2014 Wilki Cztery , Blogger