Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Inne. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Inne. Pokaż wszystkie posty
Książki i ich ekranizacje

Książki i ich ekranizacje



Miłośnicy horrorów na pewno czekali na ten dzień już od dawna. W końcu do kin weszła nowa ekranizacja kultowej już powieści Stephena Kinga, "To". Muszę przyznać, że i ja nie mogłam się wprost doczekać, czym też twórcy filmowi są nas w stanie zaskoczyć tym razem. Zwłaszcza, że książkę mam przeczytaną na świeżo, a jej recenzję znajdziecie tutaj


Z tej okazji postanowiłam bliżej przyjrzeć się powieściom i ich ekranizacjom. Które książki po przeczytaniu możemy obejrzeć na dużym ekranie? Zdaję sobie sprawę, że zestawienie to stanowi przysłowiową kroplę w morzu adaptacji. Nie sposób wymienić wszystkich filmów i nie pominąć choć jednego.
Przedstawiam Wam ekranizacje, które ja miałam przyjemność oglądać, z książkami, które przeczytałam. Pomijam egzemplarze, które znam tylko z jednej strony. Jest to moja prywatna lista, na którą składają się znane mi powieści. Podeszłam do tematu w ten sposób, aby przedstawić Wam mój punkt widzenia, moje przemyślenia i recenzje. Zapraszam.


"To" Stephen King


"To" Stephen King

O książce już u mnie czytaliście, dla przypomnienia powiem tylko, że bardzo mi się podobała. Była jedną z pierwszych powieści Kinga, jaką przeczytałam, a co za tym idzie, jednym z powodów, dla którego postanowiłam zapoznać się z większą liczbą publikacji króla horroru.
Andy Muschietti postanowił zaskoczyć nas nową ekranizacją tej przejmującej historii, dzięki czemu we wrześniu tego roku możemy oglądać w kinach perypetie Klubu Frajerów i Klauna Pennywise. Czy najnowszy film dorównuje samej powieści?

"To" reżyseria Andy Muschietti

Jako zagorzała miłośniczka horrorów, muszę przyznać, że film podobał mi się bardzo. Oczywiście różnił się on w wielu kwestiach od oryginału, jednak każdy, kto oglądał choć jedną ekranizację jakiejkolwiek książki, jest na takie zabiegi przygotowany. Różnice te jednak miały niewielki wpływ na ogólną fabułę i stanowiły pewien skrót dla długiej opowieści.
Żeby nie było za bardzo wesoło (wiem, dziwnie brzmi w przypadku filmu grozy), znalazłam trochę wad, które nie powinny mieć miejsca przy tak dużym przedsięwzięciu. Sam początek, scena z małym Georgiem, jego spotkanie z Pennywisem. Nie wiem, czy tylko ja na to zwróciłam uwagę, ale bardzo mi przeszkadzał sam sposób, w jaki odbyli tą rozmowę. Przydługi dialog, dziwne miny i mało przejmujący głos. Zawsze uważałam, ze ten moment powinien wyglądać troszkę inaczej, powinien być tak jakby streszczeniem grozy, jaka czeka głównych bohaterów. Zamiast tego obserwowałam mało ciekawą pogawędkę, która mnie przerażała tylko dlatego, że znałam z książki jej zakończenie.
Sama postać Pennywisa była zbyt zabawna, jej potencjał był nie wykorzystany w pełni, przez co film sporo stracił w moich oczach. W końcu Klaun był postacią najważniejszą, tytułowym bohaterem. Elementy, które miały wzbudzać strach, wywoływały zdziwienie czy obrzydzenie. Podobnie było z samymi ofiarami. Ich pojawienie się miało szokować. Tyle, że twórcy zapomnieli o pewnej subtelności, która byłaby bardzo pożądana przy kreowaniu takich okropności. Z powodu zbyt mocnych, zbyt krwawych charakteryzacji upiory te wydawały się przerysowane, przekoloryzowane, co zabierało im sporą część prawdopodobieństwa.
Elementem, który denerwuje wszystkich widzów, jest pchanie się bohaterów tam, gdzie wiadomo, że czyha niebezpieczeństwo. Tutaj twórcy poszli stanowczo za daleko. Weźmy na przykład moment, kiedy wszystko wskazuje na twoją rychłą śmierć, drzwi się same zamykają a ty jesteś opuszczony przez przyjaciół z upiorem czającym się gdzieś w kącie. Nagle widzisz trumnę na środku pokoju, która sama się otwiera. Co by zrobił normalny człowiek? Ja bym uciekała gdzie się da. Nawet skakała ze strachu przez okno. Ale oczywiście w filmie dzieciak podchodzi z ciekawością do trumny i jeszcze w niej grzebie. Takich scen było całe mnóstwo. Dziwne dźwięki, potworne postacie, niepokojące obrazy. Wszystko to zdawało się przyciągać ich, co bardzo się kłóciło z ogólnym pojęciem instynktu samozachowawczego. Zdaję sobie sprawę, że mowa tu o fikcyjnych wydarzeniach, jednak przez takie elementy historia nie zyskiwała chociaż odrobiny autentyczności.
Także niektóre postacie nie robiły na mnie dobrego wrażenia. Weźmy na przykład Henrego, jego ruchy, jego miny czy ogólna gra wydały mi się trochę sztuczne, naciągane. Próba zagrania chłopca opętanego, niebezpiecznego i brutalnego nie do końca się udała.
Mam jeden duży zarzut, chociaż może powinien on być skierowany bardziej do Stephena Kinga jako autora i pomysłodawcy. W filmie towarzyszymy w przygodach grupie dzieci, trzynastolatków, którzy zmagają się z grozą. Szczerze nie do końca pamiętam, o czym myślałam w takim wieku, jednak na pewno moje myśli nie były tak przesiąknięte erotyzmem, jak próbuje nam to wmówić autor. Wśród grupy jest dziewczynka, Beverly. Wydaje mi się, że każde jej słowo, każde spojrzenie miało być prowokujące. W filmie uwodziła nawet podstarzałego sprzedawcę, co już całkowicie mnie zniesmaczyło. Zwłaszcza, że była przedstawiana w samych superlatywach jako fantastyczny kumpel. Bardzo się cieszę, że w filmie została pominięta scena ucieczki z kanałów (kto czytał, na pewno kojarzy, o czym mówię). Nie mogłabym na to patrzeć spokojnie, podejrzewam zresztą, że dlatego właśnie twórcy zrezygnowali z nagrywania tego momentu. Ogólnie nie podobał mi się pomysł zrobienia z małej dziewczynki obiektu seksualnego, kłóci się to z moim światopoglądem.
Troszkę sobie ponarzekałam, wymieniłam strasznie dużo wad. Nie martwcie się jednak. Film, mimo kilku aspektów, które wymieniłam, wypadł naprawdę fajnie. Nie jest to może produkcja oskarowa, uważam jednak, że warto poświęcić dwie godzinki i się z nim zapoznać. Jak to w horrorach, są momenty upiorne, straszne. Miłośnikom gatunku mogą wydać się trochę oklepane, ale mimo to ta historia ma coś w sobie. I z zakończenia można wnioskować, że w niedługiej przyszłości możemy liczyć na drugą część.
Jako zagorzała zwolenniczka literatury pokuszę się o stwierdzenie, że książka przebija ekranizację o głowę. Ale można się było tego spodziewać,w końcu  pomysłodawcą fabuły jest Stephen King, który nosi tytuł króla nie bez przyczyny.

"Intruz" Stephenie Meyer

Pamiętacie mój entuzjazm po przeczytania "Intruza"? Dla przypomnienia zajrzyjcie proszę do mojej recenzji którą znajdziecie tutaj. Jest to historia Ziemi po inwazji z kosmosu. Brzmi absurdalnie, prawda? Ale wcale nie jest to kolejna historia science-fiction. Wręcz przeciwnie, nie znajdziemy tu robotów, dziwnych statków kosmicznych, nie poznamy pozaziemskich technologii. Cała fabuła opiera się raczej na poznawaniu ludzkości wraz z jego wadami i zaletami. Obserwujemy proces poznawania oczami istoty obcej, która musi albo zwalczyć w sobie zalążek człowieczeństwa, albo się mu poddać.

"Intruz" Stephenie Meyer

Jak już wiecie z mojej recenzji, książka wywarła na mnie bardzo pozytywne wrażenie. Stephenie Meyer bardzo miło mnie zaskoczyła. Po przeczytaniu sagi "Zmierzch" kojarzyłam ją raczej z literaturą bardziej młodzieżową, dobrą, ale jednak bez jakiejś konkretnej głębi. "Intruz"zmienił całkowicie moje postrzeganie autorki. Mimo, że poruszany jest tu temat bardzo abstrakcyjny (jak inaczej nazwać inwazję kosmitów?), książka wydaje się dojrzała, przejmująca, poruszająca ważne elementy codzienności.
Byłam tak oczarowana, że postanowiłam obejrzeć jej ekranizację. Nie wiem, czemu wcześniej nie zwróciłam uwagi na ten film, jakoś umknęła mi jego premiera.

"Intruz" reżyseria Andrew Niccol


W roku 2013  Andrew Niccol przedstawił nam obraz świata tuż po inwazji. Pierwowzorem oczywiście była powieść Stephenie Meyer, w której poznajemy świat oczami przybysza. Byłam bardzo ciekawa, jak reżyser poradzi sobie z trudnymi tematami poruszanymi w książce i czy sprosta wymaganiom.
Jak wiecie, powieść bardzo mi się podobała, już chociażby dlatego film uznaję za wart obejrzenia. Tylko czy przedstawia on sobą taką samą wartość? Tutaj niestety muszę was rozczarować. Mimo, że ekranizacja według mnie nie należała do złych, pozostaje daleko w tyle za powieścią.
Co dokładnie mam jej do zarzucenia? Bardzo przeszkadzał mi sposób przedstawienia monologu wewnętrznego Melanie i Wandy. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że nie jest to łatwy temat i niechcący można go spłycić, po prostu film nie oddaje w pełni wszystkich emocji, jakie targają głównymi bohaterkami. Na pewno słowem pisanym o wiele łatwiej wyrazić wszystkie uczucia, nie uzewnętrzniając się ponad miarę.
O wiele za mało było także momentów ogólnego poznawania człowieczeństwa przez Wandę. Według mnie był to jeden z najważniejszych tematów książki, w filmie spadł jednak na plan dalszy. Przez to ekranizacja straciła swoją głębię, stała się zwyczajną historią o kosmitach (mimo że bardzo dobrą). Emocje targające Wagabundą nie były pokazane w jakiś szczególny sposób, czego się spodziewałam.
Sceną, która najmniej mi się podobała, był pościg za ciężarówką. Nie dlatego, że złe efekty specjalne czy zła gra aktorska. Był to moment tak mało realny, ze nawet film science-fiction nie powinien go zawierać. Łowcy przecież mieli wszystkich jak na dłoni, co więc sprawiło, że wypuścili resztę, a na dodatek nie postanowili ich śledzić? Był to moment bardzo niedopracowany, który zepsuł cały efekt dobrego filmu.
Są też zalety produkcji. Temat trójkąta miłosnego (czy może czworokąta, już sama nie wiem) był bardzo ciekawy. Film oglądałam z mężem, który nie czytał powieści i wątek ten przykuł jego uwagę. Nie znał zakończenia i nie mógł się doczekać rozwiązania tego galimatiasu sercowego. Bardzo dobrze zostało także zobrazowane życie w jaskiniach, panujący tam klimat i charakter tego miejsca. Nie mogę także nic złego  powiedzieć o obsadzie aktorskiej, choć muszę przyznać, że do Melanie musiałam z początku przywyknąć. Wyobrażałam ją sobie całkiem inaczej, jednak po pewnym czasie zaakceptowałam Saoirse Ronan w tej roli.
Podsumowując, film wypadł naprawdę dobrze, obejrzałam go z prawdziwą przyjemnością. Oczywiście książka według mnie była lepsza, głębsza i o wiele bardziej wciągająca, mimo to nie mam wielkich zarzutów co do ekranizacji. Nie było tu w żadnym wypadku nadmiaru efektów specjalnych czy latających spodków, co ja uznaję za duży plus. Historia została przedstawiona subtelnie, dzięki czemu jesteśmy w stanie wczuć się w sytuację bohaterów.


"Komórka" Stephen King


"Komórka" Stephen King



Moja ostatnia dziś recenzja filmowa także będzie dotyczyć twórczości Stephena Kinga. "Komórkę" opisywałam wam na początku mojej przygody z blogowaniem, a jej ocenę znajdziecie tutaj. Mogę wam przypomnieć, że dość dobrze ją odebrałam, pomimo brutalnego i krwawego tematu. Dlatego postanowiłam sięgnąć także po ekranizację. 

" Komórka" reżyseria Tod Williams

W 2016 roku weszła do kin ekranizacja powieści reżyserii Toda Williamsa. Jak widzimy na plakacie, główne role obsadzone zostały samymi sławami, John Cusack czy Samuel L. Jackson są mocnym argumentem przemawiającym na korzyść filmu. Zostałam miło zaskoczona tą obsadą,  ponieważ wcześniej obawiałam się podrzędnej produkcji, tak typowej dla tej tematyki. Może sławni aktorzy nie gwarantują sukcesu, jednak na pewno zwiększają jego prawdopodobieństwo.
Tutaj na szczęście się nie zawiodłam. Aktorzy byli na swoim miejscu, pasowali do ról, jakie odgrywali, dzięki czemu film był naprawdę przyjemny w odbiorze. Oczywiście w porównaniu z książką zostały wprowadzone pewne zmiany w bohaterach, jak chociażby postać Toma McCourt, który w oryginale był białym, krępym mężczyzną nie mającym nic wspólnego z Jacksonem. Ekranizacje rządzą się swoimi prawami i zmiany takie są często wprowadzane, dlatego nie raziły one za bardzo.
"Komórka" jest to historia krwawa i właśnie tego należało się spodziewać po filmie. Początek jest pełen przemocy i agresji, a z biegiem akcji gniew ten zyskuje pewne ukierunkowanie, wcale nie pomyślne dla bohaterów. Ludzie pod wpływem Plusu zostali pokazani bardzo sugestywnie, wręcz przerażająco, chociaż nie byli w jakiś specjalny sposób ucharakteryzowani. Wystarczyły miny, najpierw nieobecne, jakby zahipnotyzowane, by potem przerodzić się w grymas gniewu i żądzę mordu.
Jedyne, co mnie rozczarowało, to zakończenie. W powieści mamy do czynienia z zakończeniem niedokończonym, dającym możliwość samodzielnego wykreowania dalszych losów. Tutaj niestety powstał pewien bałagan, nie wiadomo, co jest prawdziwe i  czy historia w ogóle ma szansę się zakończyć. Właśnie z tego powodu na pierwszym miejscu stawiam książkę, mimo że nieczęsto czytuję powieści o takiej tematyce. 

Podsumowanie

Przedstawiłam wam trzy ekranizacje powieści, które miałam okazję obejrzeć. W planie było ich znacznie więcej, nie przewidziałam jednak, jak obszerne będą to opisy. Aby was nie zanudzić postanowiłam na ten moment ograniczyć się tylko do tych filmów, choć nie wykluczam w przyszłości kontynuacji tematu.
Pewnie zauważyliście, że przy każdej pozycji stanowczo wybieram książkę jako tą lepszą alternatywę. Nie powinno to nikogo dziwić, w końcu jestem zatwardziałą książkoholiczką. Duże znaczenie ma też fakt, że z powieściami zapoznałam się wcześniej i nie miałam okazji ich z niczym porównać, co w znaczący sposób wpłynęło na mój odbiór. Mimo to polecam oglądanie ekranizacji jako całkiem nowe spojrzenie na tematykę zawartą w literaturze.



Jak rozpoznać dobrą książkę

Jak rozpoznać dobrą książkę

Jak rozpoznać dobrą książkę


W całym swoim życiu przeczytałam mnóstwo książek. Wydaje mi się, że można je już liczyć w setkach. Czytałam książki wspaniałe, wręcz idealne, całkiem dobre, ale zdarzały się też marne, słabe, po prostu nieudane. Niestety czasem ciężko na pierwszy rzut oka stwierdzić, z jaką powieścią mamy do czynienia.

Każdy miłośnik literatury zdaje sobie sprawę, że po prostu szkoda czasu na nudną lekturę. Tylko jak wśród tysięcy propozycji rozpoznać te najbardziej wartościowe. Nie dam wam na pewno gotowego przepisu. Taki nie istnieje. Mogę wam tylko podpowiedzieć, na co zwrócić uwagę. 

Okładka

Pierwsze, co  zobaczymy wybierając książkę, to okładka. Jesteśmy wzrokowcami, siłą rzeczy zwracamy uwagę na wygląd. Abyśmy zainteresowali się daną pozycją, musi ona przyciągnąć naszą uwagę. Powieść może być wspaniała, jednak jeśli nie zauważymy jej na półce pośród wielu innych, po prostu po nią nie sięgniemy. Zdaję sobie sprawę, że może to być momentami krzywdzące dla autora, niestety nie zmienia to faktu, że oprawa graficzna ma ogromne znaczenie. 

Autor

 Jest to jedno z kryteriów, które ma dla mnie duże znaczenie przy wyborze lektury. Jeśli twórczość konkretnego autora wywarła na mnie pozytywne wrażenie, jest wielce prawdopodobne, że w przyszłości sięgnę po inną jego powieść.  

Opis z okładki

Przed przeczytaniem konkretnej książki nie wiemy tak naprawdę o fabule nic poza wiadomościami zawartymi w opisie z okładki. Ważne jest zatem, aby informacje te nas do niej zachęciły, pobudziły naszą wyobraźnię, ale nie zdradziły za dużo. Nie chcemy się na przykład dowiedzieć, kto jest mordercą w kryminale, który chcemy właśnie przeczytać. Z kolei jeśli znajdziemy informacje ogólne o głównym bohaterze, a zabraknie wzmianki o sensacyjnym aspekcie, możemy mylnie zaklasyfikować powieść jako obyczajową, co automatycznie odstraszy miłośników mocniejszych wrażeń.

Fabuła

Ten punkt jest raczej oczywisty dla każdego miłośnika literatury. Dobra książka po prostu musi się dobrze czytać. Tematyka powinna być na tyle interesująca, aby przyciągnąć i już nie puścić czytelnika do ostatniej strony. Lubię książki,w których dużo się dzieje, wydarzenia następują po sobie szybko, bez zbytecznych zastojów.

Spójność wydarzeń

Nie wystarczy wymyślić ciekawą fabułę. Należy jeszcze dopilnować aby wydarzenia były spójne i jedno wynikało z drugiego. Nie bez powodu umieszczam ten punkt na swojej liście. Niestety zdarzyło mi się już kilka razy czytać obiecującą książkę o ciekawej tematyce. Jednak niedopracowane szczegóły fabuły całkowicie psuły efekt.

Gramatyka

 Wydaje się rzeczą całkowicie oczywistą, że powieść powinna być napisana w zgodzie z zasadami gramatyki. Niestety nieraz spotkałam się z książką niedopracowaną pod tym względem, gdzie zdania były sformułowane niezrozumiale, a poszczególne słowa nie pasowały do ogólnego kontekstu. Według mnie bardzo to obniża wartość lektury. 

Zakończenie

Zakończenie jest czymś, na co każdy czytelnik czeka z niecierpliwością. Podczas lektury wczuwamy się w losy bohaterów, stajemy się ich częścią. Oczywiste jest, że z utęsknieniem czekamy na końcowe wyjaśnienie. Według moich obserwacji bardzo trudno jest znaleźć idealny finał. Czytałam wiele wspaniałych książek, które w ostatniej scenie przynosiły rozczarowanie, nie spełniały pokładanych w nich oczekiwań.
Ale jak konkretnie powinno wyglądać zakończenie? Doskonale jest kiedy finał zaskoczy czytelnika. Tak po prostu. Powinien nas zadziwić, podczas czytania najlepiej, żeby nawet nam nie przyszedł do głowy. Wtedy książka ma niesamowitą wartość.
Według mnie finał nie powinien ciągnąć się za długo. Pamiętam pewną bardzo ciekawą historię, na rozwiązanie której czekałam niecierpliwie. Niestety efekt zepsuły rozciągnięte w czasie wyjaśnienia do sytuacji. Dosłownie przez około 20 stron bohaterowie tłumaczyli czemu, co i kiedy. Takie zakończenie całkowicie mnie wynudziło.



Jest wiele czynników, które decydują o tym, czy książka jest dobra. Każdy z wymienionych przeze mnie punktów ma duże znaczenie przy ogólnej ocenie powieści. Oczywiście nie wszystkie elementy mamy możliwość sprawdzenia przed lekturą (fabuła czy zakończenie). Przy wyborze pozostaje nam najczęściej nasza czytelnicza intuicja  podpowiadająca nam, którą pozycją warto się zainteresować.

A może Wy macie jakieś sprawdzone metody rozpoznawania książek wartościowych?





Wakacyjne propozycje z mojej biblioteki

Wakacyjne propozycje z mojej biblioteki

Urlop książkożercy czas zacząć!!!!

Wakacyjne propozycje z mojej biblioteki

Kto spędza wolny czas przy ciekawej książce ręka w górę. Dla mnie jest to definicja dobrze spędzonych wakacji. Oczywiście nie mówię tu o całodniowym leniuchowaniu z powieścią. Jesteśmy raczej zwolennikami czynnego wypoczynku z licznymi atrakcjami. Nie znaczy to jednak, że w chwilach wytchnienia nie można sięgnąć po wartościową literaturę.

W tym roku  mamy w planie podziwiać nasze polskie góry. Z małymi dziećmi będzie to na pewno wyprawa pełna wyzwań organizacyjnych i próba cierpliwości. Już się nie mogę doczekać!!! Walizki już praktycznie spakowane czekają na naszą eskapadę. Jeszcze tylko trzeba podjąć dla nas pożeraczy książek decyzję najważniejszą, a mianowicie wybór pozycji do przeczytania. 

Jak już pisałam lubimy aktywny wypoczynek, jednak nie może zabraknąć chwili na upragniony relaks. I tutaj problem jest niesamowity. Za dużo możliwości na tak krótki czas. W dziale biblioteki "Do przeczytania" znalazłam mnóstwo propozycji, z którymi po prostu muszę się zapoznać. Jestem realistką, wiem, że nie uda się od razu. Może jednak ktoś z Was zainspiruje się moją listą i znajdzie coś dla siebie.

THRILLER ROMANTYCZNY

Nora Roberts

Miłośnicy romansów na pewno znają to nazwisko. Miałam przyjemność niezliczoną ilość razy zapoznać się z jej twórczością. W moje ręce wpadały głównie typowe opowieści o miłości opisujące porywy serca, niezwykłe spotkania i w końcu szczęśliwe zakończenia. Teraz chcę wam zaproponować coś troszkę odmiennego.

Nie da się ukryć, że twórczość Nory Roberts zawsze krąży wokół spraw sercowych. Co jednak się stanie, kiedy do tego tematu dodamy troszkę strachu, niebezpieczeństwa i zbrodni? Najlepszą  odpowiedzią jest thriller romantyczny.

Dziś zaproponuję kilka z nich, które wydają mi się najbardziej godne polecenia. 
  • "W samo południe" Nora Roberts
  • "Lasy w płomieniach" Nora Roberts
  • "Poszukiwana" Nora Roberts
  • "Świadek" Nora Roberts
  • "Gorący lód" Nora Roberts
  • "Ukryte skarby" Nora Roberts
"Świadek", "Gorący lód", "Ukryte skarby"

"W samo południe", "Lasy w płomieniach", "Poszukiwana"


 Victoria Holt

 Nie jestem pewna, czy przypisanie twórczości Victorii Holt do tej kategorii jest prawidłowe. Całkiem możliwe, że nie do końca się ze mną zgodzicie, mimo wszystko zaryzykuję. Już na wstępie domyślamy się, że są to romanse historyczne. Poznać to można chociażby po okładkach, które są tak typowe dla powieści o miłości. Ostrzegam jednak, że nie są to takie znowu typowe romanse. Troszkę podobnie jak Nora Roberts Victoria Holt wplotła w swoje historie elementy zbrodni, zagadki z przeszłości czy różne niebezpieczeństwa czyhające na bohaterów. Według mnie sprawia to, że taka zwykła historia miłosna nabiera ciekawego aspektu, który zmusza nas dosłownie do zapoznania się z nią do końca.

Moje propozycje na czas urlopu.
  • "Złoty jubileusz" Victoria Holt
  • "Oczy żbika" Victoria Holt
  • "Córka oszustwa" Victoria Holt
"Złoty jubileusz", "Oczy żbika", "Córka oszustwa"

 HORROR

 Stephen King

Cóż tu można dodać. Król horroru jak wiemy jest tylko jeden. Jego mroczne opowieści nie każdemu przypadną do gustu  na czas wypoczynku, mimo to na pewno znajdzie wielu entuzjastów. Ja sama przeżywam teraz chwile wręcz opętania jego twórczością, dlatego nie mogło zabraknąć go w moim zestawieniu wakacyjnych propozycji.

Z racji moich planów czytelniczych polecam teraz książki, z którymi sama będę się zapoznawać.
  • "Miasteczko Salem" Stephen King
  • "Martwa strefa" Stephen King
  • "Joyland" Stephen King
  • "Cmętarz zwieżąt" Stephen King
"Miasteczko Salem", "Martwa strefa", "Joyland", "Cmętarz zwieżąt"



Dean Koontz

Podobnie jak poprzednika Deana Koontza nie trzeba przedstawiać miłośnikom gatunku. Może bardziej powieści te pasowałyby pod kategorię fantastyka, pomimo to uważam, że momentami mogą z powodzeniem aspirować do miana horrorów. 

Tego lata proponuję kilka jego powieści.

  • "Tik-tak" Dean Koontz
  • "Twoje serce należy do mnie" Dean  Koontz
  • "Co wie noc" Dean Koontz
  • "Ostatnie dni przed niebem" Dean Koontz

"Tik-tak", "Twoje serce należy do mnie", "Co wie noc", "Ostatnie dni przed niebem"

Anonim

 Zaskoczyłam Was? Tak, proponuję Wam książki pewnego anonima. Czytałam je dawno temu i mam w planie je sobie przypomnieć, chociażby po to, by Was do nich zachęcić. Od razu ostrzegam, są to książki dla ludzi o mocnych nerwach i żołądkach. Są przesycone brutalnymi scenami, które dla wrażliwych mogą być zbyt ostre. Przekonaj się sam jeśli masz odwagę.

  • "Księga bez tytułu" Anonim
  • "Oko księżyca" Anonim

"Księga bez tytułu" Anonim "Oko księżyca"



Wszystkie moje propozycje dla Was mam zamiar sama przeczytać i podzielić się z wami moją opinią. Nie stanie się to na pewno od razu, czytanie wymaga czasu i skupienia. Postaram się odpowiedzieć na Wasze pytania czy warto po nie sięgnąć i czy zapadają w pamięć.


A Wy jakie macie typy na tegoroczne wakacje? Wolicie klasykę, romans czy może coś mocniejszego? Może macie propozycje na książki, które i ja mogłabym przeczytać i ewentualnie zrecenzować. Jestem otwarta na wasze propozycje. 

Miłych wakacji!!!


Jak to się zaczęło



Książki towarzyszą mi odkąd pamiętam. Ze wspomnień wyłania się czas, kiedy wracałam do domu ze szkoły i na całe zimowe popołudnia zamykałam się w pokoju i czytałam póki nie skończyłam ostatniej strony. Od razu rozwiewam wątpliwości. Dziecko przy książce nie jest równe „kujonowi” czy samotnikowi. Miałam bardzo udane dzieciństwo, pełne przygód i odkrywania nieznanego. Pamiętam nasze wielkie wyprawy w poszukiwaniu skarbów czy co chwilę budowane domki na drzewie bądź kryjówki.

Mimo tak wesołego i zajmującego etapu mojego życia znalazło się również miejsce dla literatury. I jakże ja się z tego cieszę! Ile te wszystkie przeczytane książki mnie nauczyły! I nie mówię tu oczywiście o przeczytanych lekturach. Powiem wam w tajemnicy, że nie należałam raczej do pilnych uczennic czytających zalecane powieści. Bardzo nie lubiłam, kiedy ktoś mi nakazywał czytanie konkretnych lektur. W tym temacie jestem raczej buntowniczką i zagłębiam się tylko w to, z czym sama mam ochotę się zapoznać. Wstyd się przyznać, ale nie udało mi się przebrnąć przez „Krzyżaków”, „Trylogię” czy „Noce i dnie”.  Za to mam w małym palcu „Przygody Trzech Detektywów” Hitchcocka i wiele innych opowiadań dla dzieci.

Nie mogłam tego uniknąć, zostałam po prostu wciągnięta w świat literatury przez moją mamę. To ona dawała mi pierwsze egzemplarze do przeczytania, dzięki buszowaniu w jej zbiorach bibliotecznych czytanie stało się dla mnie czymś tak naturalnym jak oddychanie. Od mojej rodzicielki dostałam pierwszą „dorosłą” książkę, o której na pewno w przyszłości napiszę. Od tamtej pory praktycznie codziennie wieczorem spędzam przynajmniej chwilkę z lekturą.

Nie będę tu pisać o bestsellerach, książkach na czasie czy modzie w literaturze. Jak już wcześniej wspomniałam nie lubię nakazów. W tym temacie kieruję się wyłącznie własnym gustem i aktualnym humorem. Sięgam po lekturę, którą chcę a nie którą muszę przeczytać. Podzielę się swoimi poglądami i odczuciami, dam znać, które elementy przypadły mi do gustu a które niestety nie spełniły moich oczekiwań.

Zapraszam do lektury.
Copyright © 2014 Wilki Cztery , Blogger