"Kasacja" Remigiusz Mróz

"Kasacja" Remigiusz Mróz

W końcu i ja wpadłam. Musiał przyjść taki moment, że spróbuję tego  przez wielu uwielbianego Mroza. Do tej pory nie byłam wcale przekonana co do jego twórczości, wydawało mi się co najmniej podejrzane, że ma tylu miłośników i zwolenników. Jestem dość sceptycznie nastawiona do twórczości, która nie ma krytycznych odbiorców. Wszystkie te ochy i achy wydawały mi się jakieś takie strasznie naciągane i trochę na siłę. No dobrze, przypuszczenia przypuszczeniami, ale najlepiej się przekonać na własnej skórze. Dodatkowo mocne zapewnienia bibliotekarki o wartości jego książek przekonały mnie do lektury.

"Kasacja" Remigiusz Mróz

OPIS Z OKŁADKI


Manipulacje, intrygi i bezwzględny, ale też fascynujący prawniczy świat...

Syn biznesmena zostaje oskarżony o zabicie dwóch osób. Sprawa wydaje się oczywista. Potencjalny winowajca spędza bowiem 10 dni zamknięty w swoim mieszkaniu z ciałami ofiar.

Sprawę prowadzi Joanna Chyłka, pracująca dla bezwzględniej, warszawskiej korporacji. Nieprzebierająca w środkach prawniczka, która zrobi wszystko, by odnieść zwycięstwo w batalii sądowej. Pomaga jej młody, zafascynowany przełożoną, aplikant Kordian Oryński. Czy jednak wspólnie zdołają doprowadzić sprawę do szczęśliwego finału?

Tymczasem ich klient zdaje się prowadzić własną grę, której reguły zna tylko on sam. Nie przyznaje się do winy, ale też nie zaprzecza, że jest mordercą.

MOJA RECENZJA


Jak wcześniej pisałam, samo nazwisko w ostatnim czasie zdaje się być klasą samą w sobie. Nie lubię, kiedy ogół wpływa na moje zdanie, dlatego starałam się podejść do lektury obiektywnie, bez wpływu z zewnątrz. W tym przypadku było to dość trudne, ponieważ wokół zdaje się panować wręcz kult powieści Mroza. Czy i ja uległam tej tendencji? W pewnym stopniu na pewno. Nie da się ukryć, że Remigiusz Mróz ma duży talent tak do pisania, jak i wymyślania ciekawych wątków. 

Zaczynając lekturę "Kasacji" bałam się, że będzie to kolejny prawniczy bełkot przepełniony branżowymi nazwami i mało ciekawymi opisami przeróżnych sytuacji urzędowych. Na szczęście w tym przypadku moje obawy nie spełniły się. Oczywiście pełno tutaj terminologii branżowej, jednak użycie jej nie przytłacza zwykłego czytelnika, dzięki czemu książkę czytało się lekko i przyjemnie. Nie mam tutaj także nudnych, ciągnących się w nieskończoność opisów, które tylko rozpraszają i odciągają uwagę od akcji, tak istotnej w thrillerach. 

Dużym, wręcz ogromnym atutem są bu główni bohaterowie. Ja osobiście się zakochałam. Pyskata Joanna Chyłka i jej fantastyczny podwładny zyskali moją dozgonną miłość. Uwielbiam takie wyraziste postacie, których pewność siebie aż bije po oczach. Nie ma tu koloryzowania, wady są wadami a zalety są wykorzystane na maksa. Mróz nie stara się stworzyć z Chyłki bohaterki idealnej, której postępowanie jest kryształowe. Wręcz przeciwnie, mamy tu do czynienia z kobietą bezwzględną, która nikłe uczucie empatii skrywa gdzieś głęboko w sobie i nie dopuszcza go do głosu. Mimo to naprawdę ją polubiłam, chociaż nie chciałabym jej osobiście spotkać na swojej drodze. Postać Kordiana trochę łagodzi ten obraz, dzięki czemu parę tą można nazwać idealną z punktu widzenia czytelnika.

Fabuła jest tu jednak najważniejsza. Nieważne jak bym polubiła bohaterów, bez dobrej treści nie ma dobrej książki.  I tutaj także się nie rozczarowałam. Z pozoru prosta sprawa wciąga adwokatów w coraz większe tarapaty. Stawka jest olbrzymia, bowiem poza przegraną w sądzie, na szalę zostaje rzucone ich zdrowie i życie. A zakończenie wbiło mnie dosłownie w fotel. To uznaję za największy plus książki, bo naprawdę nieczęsto się zdarza, żeby finał był zaskakujący.

Dużo tych zalet, prawda? Ale nie ma tak dobrze, wady niestety też się znalazły. Przeczytałam kiedyś dość niepochlebną opinię, że Remigiusz Mróz pisze na ilość a nie jakość. I chociaż nie do końca się zgodzę co do tego stwierdzenia, to zauważyłam kilka niedociągnięć mogących wynikać z pośpiechu. Nie jestem absolutnie obeznana z tematyką prawniczą, jednak wydaje mi się dość dziwne nie kontaktowanie się ze swoim klientem przez tak długi czas. Dodatkowo wspomnę, że sytuacja taka miała miejsce także w drugim tomie tej serii pt "Zaginięcie". Nie wiem, czy jest to praktyka powszechna, na szczęście nie miałam potrzeby korzystać z usług adwokata, dlatego aż tak bardzo się tej kwestii nie czepiam. Po prostu dziwnie to trochę wyglądało.  Dodatkowo niekiedy samo przygotowanie do rozprawy było, delikatnie mówiąc, kiepskie. Nie tego się można spodziewać po jednej z najlepszych adwokat w Polsce. Na szczęście są to tylko marginalne problemy, które nie wpływają w drastyczny sposób na odbiór całości.


PODSUMOWANIE


Jestem wręcz zachwycona tą powieścią. Czytałam ją z zapartym tchem, po prostu nie potrafiłam się oderwać. Mam za sobą już przeczytaną także drugą część i już wiem, że na tym się nie skończy. Fabuła mnie absolutnie wciągnęła mimo pewnych niedoróbek. Postacie były żywe i naprawdę ciekawe, a dodatkowo bardzo tajemnicze, dzięki czemu w każdym tomie odkrywamy ich jakiś mały sekret.

Żeby nie wyjść na bezkrytyczną miłośniczkę twórczości Mroza muszę wspomnieć tutaj o innej jego powieści, którą przeczytałam (a raczej przemęczyłam) i o której raczej nie mam zamiaru pisać tutaj recenzji. Mowa tu o "Wieży milczenia", która absolutnie nie trafiła w mój gust, a przeczytałam ją niejako z musu. Nie lubię po prostu zostawiać niedokończonej książki.

Z czystym sumieniem mogę Wam polecić serię z Joanną Chyłką i niezawodnym Kordianem. Cieszę się, że przygodę z Mrozem zaczęłam właśnie od tej powieści, inaczej nie jestem pewna, czy sięgnęłabym po inne jego prace. 

Życzę Wam miłej lektury!!!




Plac zabaw skrojony na miarę - jak samodzielnie wykonać miejsce zabaw dla dzieci

Plac zabaw skrojony na miarę - jak samodzielnie wykonać miejsce zabaw dla dzieci

Odkąd w naszym życiu pojawiły się dzieci chcemy, aby miały wszystko, o czym mogłyby zamarzyć. Jest to oczywiście cecha każdego rodzica, w czym absolutnie nie ma nic złego dopóki zachowuje się zdrowy umiar.

Jednym z takich marzeń (przyznaję, że i mi się coś takiego spodobało) był własny, całkiem osobisty plac zabaw. Niby nic prostszego, wystarczy kawałek własnej działki, fundusze i odpowiedni wykonawca/producent. Z działką w naszym przypadku żadnych problemów być nie mogło, w końcu dysponujemy sporych, wręcz olbrzymich rozmiarów podwórzem, które tylko czeka na zagospodarowanie.

Swojego czasu spędziłam mnóstwo czasu na szukaniu w sieci inspiracji, jak taki plac zabaw miałby wyglądać. Mnogość ofert przytłaczała, do tego ceny czasem wręcz powalały z nóg. Niektóre propozycje warte były dosłownie tyle, co dobrej klasy samochód. Nie byłam przekonana do wydawania takiej kwoty, bądź co bądź, na zabawkę. Świetną, olbrzymią, zajmującą, ale jednak zabawkę. Ani to wychowawcze, ani praktyczne, ani tym bardziej ekonomiczne. 

Dodatkowo, co by to była za frajda zamówić i otrzymać wraz z montażem? Żadnych emocji, napięcia i satysfakcji. A ja tak absolutnie nie lubię. I nie godzę się na to. Stąd powstał pomysł samodzielnego wykonania placu zabaw dla naszych dziewczyn. Taniej, po naszemu i radość olbrzymia.

Plac zabaw skrojony na miarę - jak samodzielnie wykonać miejsce zabaw dla dzieci


Ile ja się naczytałam o różnych technikach i sposobach wykonania!!! Każdy miał swój sposób na wykonanie i tą właśnie metodę polecał. Zastanawialiśmy się z mężem długo, myśleliśmy nad ostatecznym kształtem i ciekawymi atrakcjami. Powstało mnóstwo rysunków, które z czasem ewoluowały, co chwilę coś dodawaliśmy, coś odejmowaliśmy, jakiś element wydawał się nam niezbędny, z innych bez żalu rezygnowaliśmy. Normalka.

Takim motorem do działania okazały się kantówki, które dostaliśmy "w prezencie", a które okazały się idealnymi nogami do placu zabaw. Jak już część materiału jest to trzeba się w końcu ruszyć. Wystarczyło dokupić trochę desek i można działać.

Sposób wykonania


Dla nas najtrudniejsze okazało się zamontowanie nóg w gruncie tak, aby nic się nie ruszało i wszystko było bezpieczne. Z pomocą przyszedł mój tata, który samodzielnie zespawał nam kotwy. Te po przymocowaniu kantówek bez problemu zalaliśmy betonem tak, aby drewno nie musiało się stykać z ziemią. Absolutnie nie można do tego dopuścić ponieważ wilgoć z podłoża powoduje gnicie i rozpadanie się drewna. 

Plac zabaw skrojony na miarę - montaż podestu

Plac zabaw skrojony na miarę - montaż podestu

Szkielet już stoi, przyszedł czas na pozostałe elementy. Najważniejsze oczywiście są schody, bez których nie byłoby szansy na jakąkolwiek zabawę (chociaż moje dziewczyny ostatnio rzadko ich używają, mają swoje kreatywne sposoby na dostanie się na górę). Po czasie muszę przyznać, że teraz zrobiłabym schody całkiem inaczej, niestety człowiek uczy się wszystkiego na swoich błędach. Zastosowałam metodę przykręcenia stopni po bokach, w tym momencie jednak byłabym bardziej skłonna zamontować je we wcięciach bocznej deski tak, aby montowane były od góry. Jest to według mnie sposób pewniejszy i trwalszy.

Plac zabaw skrojony na miarę - montaż schodów

Plac zabaw skrojony na miarę - montaż schodów

Jakie atrakcje dla dzieci ma nasz plac zabaw


I tu się zaczyna najlepsza zabawa. Wybór jest tak duży, że można niezłą konstrukcję stworzyć. My nie chcieliśmy budować fortecy, stawialiśmy raczej na niewielki plac zabaw z najpotrzebniejszymi elementami. Oczywiście pierwszym i najważniejszym wyborem była ślizgawka. Zdecydowaliśmy się na taką trzymetrową, która wymaga montażu na wysokości 1,5 metra i tak właśnie była naszykowana cała konstrukcja.

Ale jak to tak, sama zjeżdżalnia. Jest tyle możliwości, trzeba coś dodać. Już na wstępie zrezygnowaliśmy z domku, ponieważ nasze dziewczyny dostały kiedyś taki plastikowy, który absolutnie spełnia nasze oczekiwania. Nie chcieliśmy powielać zabawek, więc ta opcja od razu odpadła. Zamiast tego cały podest przybrał kształt tarasu widokowego, z którego dzieciaki mogą obserwować całą okolicę.

Dla chwil, kiedy dziewczyny nie będą chciały korzystać ze schodów i żeby im "utrudnić" i urozmaicić zabawę, zamontowaliśmy ściankę wspinaczkową. Jest to prosta konstrukcja z desek, na której przymocowaliśmy kamienie wspinaczkowe. Kto myślał o własnym placu zabaw, ten na pewno wie, o czym mówię. Na początku myślałam o kupnie już gotowych kamieni, niestety oferowane zestawy były w kolorach, które nijak nie pasowały mi do całości. Aż któregoś dnia przechodząc koło pozostałości z budowy placu wymyśliłam, jak zrobić je samemu. Użyłam do tego kawałków desek i kantówek, które, odpowiednio przycięte i pomalowane, stworzyły idealne elementy ścianki wspinaczkowej. Dodatkowo podczas wspinania można  sobie pomóc liną, którą zamontowaliśmy nad ścianką.

Czym byłby plac zabaw bez huśtawki? Na pewno większość rodziców się ze mną zgodzi. Dlatego i u nas nie mogło jej zabraknąć. I to w dwóch wariantach. Pierwszy wariant to klasyczna huśtawka montowana na dwóch hakach. Chociaż może u nas nie jest tak do końca klasyczna. Chciałam tutaj powiesić tak modne ostatnio bocianie gniazdo. Jednak, jak to w życiu bywa, a to nie znalazłam tego idealnego, a to nie ten kolor. W końcu stanęło na tym, że zrobimy huśtawkę sami. Wystarczył kawałek łańcucha, stara opona i kilka haczyków, a frajda z zabawy niesamowita. Drugim wariantem jest jeden hak, na którym wisi, kupiony już a nie zrobiony, kokon.

Kilka ujęć naszego placu zabaw


Kiedyś w internecie widziałam zdjęcie placu zabaw w pięknym różowym kolorze. Od tamtej pory wiedziałam już, że i u nas będzie tak cukierkowo. I udało się!!! Co prawda teraz absolutnie nie wybierałabym farby tej marki, czego przyczynę możecie zobaczyć na zdjęciach. Niestety skusił mnie piękny kolor i nie kierowałam się opiniami o producencie. Rok użytkowania i spore braki, co na szczęście nie ma wpływu na jakość zabawy.

Efekty naszej pracy możecie zobaczyć na zdjęciach poniżej.

Plac zabaw skrojony na miarę

Plac zabaw skrojony na miarę

Plac zabaw skrojony na miarę

Plac zabaw skrojony na miarę

Plac zabaw skrojony na miarę

Plac zabaw skrojony na miarę

Plac zabaw skrojony na miarę


Oczywiście zdajemy sobie sprawę, że kupiony plac zabaw nie miałby tylu wad i niedociągnięć. Jednak stawiając szytą na miarę konstrukcję własnoręcznie czuliśmy niesamowitą satysfakcję i byliśmy z siebie naprawdę dumni. Uwielbiam patrzeć, jak nasze dziewczyny szaleją na zjeżdżalni czy wygłupiają się na huśtawce i wtedy wiem, że czas na to poświęcony nie poszedł na marne.




"Cicha kuracja" Michael Palmer

"Cicha kuracja" Michael Palmer

Czy ja ostatnio nie mówiłam, że książki o środowisku medycznym nie należą do moich ulubionych? A tu już druga tego typu pozycja w tak krótkim czasie. Może jednak polubię tą tematykę. Dziś na celowniku znalazła się "Cicha kuracja" Michaela Palmera. Nazwisko znane, chociaż ja jeszcze nie miałam okazji poznać jego twórczości. A że będzie to powieść z medycyną w tle, łatwo odgadnąć chociażby po tytule, a jeszcze lepiej po okładce.


"Cicha kuracja" Michael Palmer

Opis z okładki

Podejrzewany przez policję o udział w zabójstwie swojej pięknej żony Evie, która w niejasnych okolicznościach umiera w szpitalu, doktor Harry Corbett prowadzi dochodzenie na własną rękę. Jego prywatne śledztwo ujawnia szokujące fakty dotyczące podwójnego życia Evie. Tymczasem zabójca uderza ponownie, ginie jeden z ulubionych pacjentów Harryego. Jedynie Harry zdaje sobie sprawę, że nie była to śmierć naturalna. Teraz nie ma już wątpliwości - zabójcą mógł być tylko lekarz. Sprawa zatacza coraz szersze kręgi - Corbett wpada na trop kartelu firm ubezpieczeniowych, które pozbawiają życia swoich klientów, by zaoszczędzić na kosztach ich opieki medycznej.


 Moja recenzja

Głównym bohaterem powieści jest lekarz, Harry Corbett, doświadczony, choć trochę ignorowany w społeczności medycznej ze względu na dość ogólny charakter jego praktyki. W końcu jako lekarz rodzinny według niektórych nie ma uprawnień do podejmowania poważnych decyzji medycznych, przez co traktowany jest po macoszemu przez znanych chirurgów, kardiologów i innych.
Otóż Harry, mimo, że traktowany przez niektórych z pobłażaniem, jest szanowanym lekarzem, któremu naprawdę zależy na swoich pacjentach. Każdego zna z imienia, z każdym zamieni słowo, dla każdego ma chwilkę. Jest szczęśliwy na swoim stanowisku, mimo niewielkiej opłacalności wykonywanego zawodu.
Niestety na wydawałoby się szczęśliwym życiu  doktora Corbetta pojawiają się rysy. Pierwszym problemem staje się dyrekcja szpitala, w którym pracuje, a która stara się ograniczyć do minimum uprawnienia lekarzy rodzinnych, poddając tym w wątpliwość ich kompetencje. Także życie osobiste niesie za sobą pewne rozczarowania. Żona Harrego oddala się od niego, wydaje się coraz bardzie obca, co naraża ich małżeństwo na poważny kryzys.
Te przyziemne problemy tracą na swojej wadze w momencie nagłej śmierci Evie, o którą Harry zostaje oskarżony. Dodatkowo wychodzą na jaw inne, niepokojące fakty z jej życia, które burzą całe dotychczasowe wyobrażenie o tej kobiecie.
Śmierć Evie staje się początkiem zaskakujących wydarzeń, które mają miejsce w otoczeniu Corbetta. Dziwne sytuacje, zaskakujące wnioski i przerażające oskarżenia, to wszystko wróży niezbyt szczęśliwe zakończenie. Dodajmy do tego przedsięwzięcie warte grube miliony, chciwych, pozbawionych skrupułów ludzi i szalonego lekarza, a otrzymamy wciągającą i zaskakującą historię. Niektóre elementy wydały mi się trochę naciągane, mało realne w codziennym życiu, jednak biorąc pod uwagę ogólny temat powieści jestem skłonna przymknąć na nie oko. W końcu mamy do czynienia z fikcją literacką, chociaż miło byłoby, gdyby chociaż w części odpowiadała ona realnym możliwościom.
Oprócz wątku kryminalnego, który jest tu bardzo silnie rozbudowany, mamy też do czynienia z tematem uczuciowym. Romans rozwija się powoli, bez nagłych i nieprzewidzianych zwrotów, jednak stanowi ciekawe tło dla rozgrywających się wydarzeń. Urozmaica dość drastyczny główny temat i daje nadzieję na szczęśliwe rozwiązanie.

 Podsumowanie

"Cicha kuracja" wywarła na mnie naprawdę pozytywne wrażenie. Akcja trzymała w napięciu praktycznie przez cały czas, sytuacja zmieniała się z każdą chwilą, dzięki czemu nie mogłam sie oderwać od lektury. Jak już pisałam wyżej, powieść miała też swoje wady, chociaż jakoś specjalnie nie rzucały się w oczy.
Jedną z największych wad okazało się samo zakończenie, a to z powodu niedomówienia i braku wyjaśnienia sytuacji. Tak naprawdę nie wiadomo, czy wszystkie fakty oczyszczające Harrego z zarzutów dotarły do policji i czy będzie on wolny od podejrzeń. Na jednej stronie jest jeszcze głównym podejrzanym, a na następnej powieść się kończy. Brakuje mi tutaj wytłumaczenia tych wszystkich wydarzeń, które odcisnęły piętno na życiu Corbetta.

Wiem, że powieści Michaela Palmera są dość popularne. Macie swoje ulubione? Polecacie którąś szczególnie?



Sos czosnkowy

Sos czosnkowy

Macie w swojej kuchni taki przepis, z którego korzystacie przynajmniej raz w tygodniu? A może jakiś ciekawy dodatek do posiłków, bez którego nie wyobrażacie sobie niektórych dań? U nas tą rolę odgrywa przepyszny sos czosnkowy, o który najgłośniej dopomina się zazwyczaj moja młodsza córka. Idealny do domowej pizzy, kurczakowych kąsków czy innych mięs. Jego uniwersalność gwarantuje, że będziecie go robić zaskakująco często. A dodatkowo proste wykonanie nie odstraszy nawet największych laików kulinarnych.

Sos czosnkowy

Składniki:

  • 3 ząbki czosnku
  • opakowanie jogurtu naturalnego (150ml)
  • dwie łyżki majonezu
  • łyżka ziół prowansalskich


Ząbki czosnku obrać i przecisnąć przez praskę.  Wymieszać z majonezem, jogurtem i ziołami.
Sos gotowy!!!

Przyznacie, że to bardzo szybki i prosty sposób na urozmaicenie tradycyjnych dań. A efekt jest naprawdę smakowity.



Sok z czarnej porzeczki

Sok z czarnej porzeczki

Lato w pełni, czas odpoczynku i błogiego lenistwa. Ale czy na pewno? W kuchni to jest czas naprawdę wytężonej pracy, która przyniesie mnóstwo słodkich i przepysznych rezultatów. A cieszyć się nimi będziemy mogli przez cały rok. Wszystko za sprawą owoców, których w tym roku mamy pod dostatkiem (nie licząc niestety truskawek, których nie zdążyłam się najeść na zapas), dzięki czemu możemy wyczarować we własnych czterech ścianach absolutnie nieziemskie specjały.
Dziś postanowiłam uwolnić swoje krzaczki z owoców czarnej porzeczki. Od razu przyznaję bez bicia, jest to pierwszy raz, kiedy sięgam po te owoce. Wcześniej nie miałam okazji i odwagi zrobić z nich przetwory. W tym roku postanowiłam to zmienić i na pierwszy ogień poszedł sok z czarnej porzeczki, który jest idealny zarówno jako samodzielny napój, jak i dodatek do np. herbaty.

Sok z czarnej porzeczki

Składniki:

  • 1kg dojrzałych owoców czarnej porzeczki
  • 500g cukru
  • ok szklanka wody

Sok z czarnej porzeczki - składniki

Owoce czarnej porzeczki oczyść z szypułek, po czym dokładnie umyj. Włóż do garnka i dolej wodę. Zagotuj owoce i pozostaw na gazie jeszcze przez 10 minut.
Po tym czasie przecedź na dużym sicie, a powstały sok wymieszaj z cukrem. Zużyte owoce wyrzuć.
Umieść sok z powrotem na gazie i gotuj przez kolejne 10 minut od momentu zagotowania. Przelej do wyparzonych butelek lub słoików.
Jeśli przelejesz sok gorący i od razu zamkniesz słoiczki, nie musisz ich potem pasteryzować.





Wakacje z dziećmi - jak wypocząć i nie zwariować

Wakacje z dziećmi - jak wypocząć i nie zwariować

I znowu mamy wakacje!!! Uwielbiam ten moment, kiedy można już zacząć planować swój urlop, poprzez wybór kierunku podróży, konkretnego miasta, a w końcu idealnego hotelu. Jest to bardzo ekscytująca chwila, w której marzenia mogą stać się rzeczywistością, dlatego warto zastanowić się nad swoimi oczekiwaniami i na spokojnie zdecydować o celu podróży.
Dodatkowo każdy rodzic zdaje sobie sprawę, że wyprawa w towarzystwie małych podróżników może stać się nie lada zagwozdką logistyczna, która wymaga dodatkowego planowania i rozwiązywania wielu czasem nieziemsko absurdalnych problemów. Ale czego się nie robi dla odrobiny relaksu/wrażeń/zwiedzania (niepotrzebne skreślić).


Wakacje z dziećmi - jak wypocząć i nie zwariować

W trakcie trwania mojej rodzicielskiej kariery słyszałam wiele opinii jakoby podróże z dziećmi były bardziej męczące niż relaksujące. Takie wyjazdy wielu osobom kojarzą się z wiecznym stresem i niezliczoną ilością obowiązków, które nijak się mają do idei wypoczynku. Zero swobody, ciągłe pilnowanie czy kontrolowanie. Przyznacie, ze jest w tym strasznie dużo pesymizmu, przez co rzeczywiście może być ciężko o udany urlop.

A ja złamię ten krzywdzący i bardzo ograniczający stereotyp i przyznam się wam, że nie wyobrażam sobie urlopu w domu. Mam za sobą dwa tego typu eksperymenty, które miały miejsce zaraz po urodzeniu dzieci i dziś mogę z całą odpowiedzialnością powiedzieć: to nie dla mnie. Planuję cieszyć się wakacyjnymi wyjazdami co roku, oczywiście w miarę możliwości. I tu zaskoczę pewnie niejedną osobę – będą to wyjazdy z dziećmi.
Ktoś może zapytać, po co mi jeszcze dzieci na urlopie. Ano po to, że to także atrakcja dla nich. Nie widzę powodu, dla którego miałabym ograniczać przyjemności swoich córek aby samej lepiej się bawić (co też wcale nie jest takie pewne). Z mężem uwielbiamy małe i duże wycieczki, od zwykłego spaceru po kilkudniowe zwiedzanie. Nasze panny pokochały to równie mocno, dlatego towarzyszą nam przy każdej okazji. A my cieszymy się, kiedy możemy im sprawić przyjemność.
Czy mam swoją receptę na udany urlop? Po prostu wyluzować i cieszyć się czasem wolnym. Jeśli będziemy się spinać, denerwować i stresować, to wcale się nie zdziwię jeśli po wakacjach wrócimy jeszcze bardziej zmęczeni. Oczywiście zdarzą się sytuacje kryzysowe, które mogą nas wyprowadzić z równowagi, tylko czy nie mamy już tego opanowanego w domowym zaciszu? Zazwyczaj wiemy czym nas może latorośl zaskoczyć, jakie dziwne akcje mogą stać się jej udziałem. Jedyna rada – uodpornić się i nie podejmować wyzwania rzucanego przez naszego aniołka.
Dobrze, wiemy już, że dzieciaki jadą z nami. Ale co dalej? Jak się przygotować na to wyzwanie od strony logistycznej? Najlepiej od początku.

Wybór miejsca

U nas jest to bardzo proste. Bałtyk. Wiem, mało oryginalnie. Ale cóż poradzę, że moje córy tak kochają morze. A i ja uwielbiam ten kierunek. Chociaż mieliśmy też przyjemność spędzać urlop w górach i było fantastycznie. Jednak w tym roku wracamy do swoich starych przyzwyczajeń. I tutaj zaznaczę, że mimo, że kierunek lubi się powtarzać, to miejscowości zmieniamy jak rękawiczki. Rzadko zdarza się nam odwiedzić dwa razy to samo miejsce, w końcu jest ich tak duży wybór, że szkoda z czegoś zrezygnować.
Także przy wyborze noclegu warto postawić na coś, dzięki czemu dzieci nie będą miały czasu się nudzić. Najlepszy jest hotel z salą zabaw. Uwierzcie mi, rozwiązanie to czasem ratuje życie zmęczonym rodzicom, a wbrew pozorom wcale nie musi być droższe od innych miejsc. U nas jest to jedno z pierwszych kryteriów podczas wyszukiwania.
Pamiętajmy także, żeby wybrany hotel nie był za bardzo oddalony od atrakcji na których nam zależy. Małe nóżki szybko się męczą a noszenie 20 kilogramowego bagażu nie do końca odpowiada moim standardom wypoczynku. Do tej pory u nas sprawdzały się wózki typu parasolka, jednak dziewczyny już są na tyle duże, że nie za bardzo im już taki środek lokomocji pasuje. Mamy przez to z mężem spory dylemat, bo oboje uwielbiamy chodzić. 

Podróż

W naszym przypadku najgorszy moment podczas całych wakacji. Starsza córa z chorobą lokomocyjną, młodsza z kolei strasznie niecierpliwa. Nad morze powinniśmy dotrzeć po 6 godzinach jazdy, niestety w praktyce i przy częstych przystankach czas ten może się nawet podwoić. Jak zawsze lubiłam jazdę samochodem, tak w tej sytuacji aż mnie trzęsie z obawy. Ale i na to można znaleźć sposób.
Pierwsza propozycja – wyjazd nocą albo bladym świtem. Wtedy jest nadzieja, że nasza ukochana, marudząca latorośl prześpi część podróży. Uwierzcie mi, czasem zbawienne są nawet dwie godziny snu.
Kiedy już dziecko nie ma ochoty spać, warto zapewnić mu jakąś rozrywkę w samochodzie. Mi całkiem przez przypadek udało się wejść w posiadanie świetnych stolików z pojemnikami na kredki. Te cudeńka ułatwiają czytanie książeczek, kolorowanie czy inne prace plastyczne w trakcie jazdy. Dodatkowo mogą służyć za stolik śniadaniowy (chociaż jeśli chodzi o jedzenie to ja mam całkiem inny sposób).
My zawsze, ale to zawsze zatrzymujemy się po drodze na porządny posiłek. Nieważne czy jest pora śniadania, czy już czas na obiad, podczas jazdy robimy długi postój w jakimś zajeździe czy innej restauracji. Nie dość, że dzieci nie muszą żyć o przysłowiowym suchym chlebie w aucie, to jeszcze mogą rozprostować nogi. Zdaję sobie sprawę, że nie jest to propozycja dla każdego, ja po prostu wiem, że takim postojem sprawię radość swoim dzieciom, a i one lubią odwiedzać tego typu lokale i wiedzą jak się w nich zachować.

Bagaż

Punkt ten tak naprawdę wymaga napisania całkiem odrębnej epopei, więc ograniczę się tutaj troszeczkę. Najważniejsze to zabrać ubranka na naprawdę każdą pogodę w ilości przekraczającej nasze wyliczenia. Dziecko zawsze się ubrudzi, zmoczy czy po prostu będzie miało humor na inną koszulkę niż ty planujesz. To mają być wakacje, nie daj się wciągać w pranie, prasowanie czy inne tego typu rzeczy, które musisz wykonywać na co dzień. Nie po to tu jesteś. Masz wypoczywać, pranie poczeka do powrotu. Nic się nie stanie, jeśli w drogę powrotną zabierzesz dwie walizki brudnych rzeczy.
Nie zapomnij także o ulubionej maskotce czy poduszce. Dziecku będzie łatwiej zasnąć przy znanej przytulance, a dzięki temu i Ty masz szansę na lepszy wypoczynek. Pomijam tutaj takie rzeczy jak pieluchy, obiadki czy inne. Każde dziecko jest inne i to rodzice wiedzą najlepiej, z czego korzysta na co dzień. Nie będę Was zanudzać stwierdzeniami typu zabierz wanienkę czy potrzebujesz nocnika… Tak naprawdę wiesz dobrze, co Ci będzie potrzebne, a nawet jeśli tego nie zabierzesz, to urlop trwa tylko kilka do kilkunastu dni, zawsze można znaleźć alternatywne rozwiązanie.
Już na sam koniec przypominam – zrelaksuj się i odpoczywaj. Biegające wokół dzieci nie muszą a nawet nie powinny być problemem jeśli tylko wszystko będzie zaplanowane także pod ich potrzeby. Pamiętajmy, że nasze szkraby są pełnoprawnymi członkami rodziny i zasługują na wystrzałowe wakacje tak samo jak rodzice. Dlatego cieszmy się ich radością.
Udanego urlopu!!!


"Czarna loteria" Tess Gerritsen

"Czarna loteria" Tess Gerritsen

Troszkę się boję książek z tematyką medyczną w tle. Mam za sobą lekcje anatomii, podstawy opanowałam, mimo wszystko temat wydaj mi się dość ciężki i skomplikowany. Ale popatrzcie na tą okładkę. Prosta, a jaka sugestywna. Od razu przywodzi na myśl naprawdę mocną literaturę. Dlatego powieść ta znalazła się na liście do przeczytania.


"Czarna loteria" Tess Gerritsen


Opis z okładki

To miał być banalny zabieg chirurgiczny, ale pacjentka, pielęgniarka miejscowego szpitala, umarła niespodziewanie na stole operacyjnym. O błąd w sztuce lekarskiej zostaje oskarżona anestezjolog Kate Chesne. Wynajęty przez rodzinę zmarłej adwokat, David Ransom, jest całkowicie przekonany o winie Kate. Jednak gdy w tajemniczych okolicznościach ginie kolejna pielęgniarka, David zmienia zdanie. Nagle dociera do niego, że morderca wybiera swoje ofiary spośród pracowników szpitala. David zaczyna stawiać te same pytania, na które rozpaczliwie poszukuje odpowiedzi Kate.

Moja recenzja

Już po przeczytaniu pierwszych stron książki zorientowałam się, że pomyliłam się całkowicie z jej oceną. A raczej z wyobrażeniem co do jej treści. Spodziewałam się krwawego, wstrząsającego thrillera, a otrzymałam przyjemną lekturę ze zbrodnią w tle. Nie mogę powiedzieć, że czuję się oszukana i rozczarowana. Lubię książki łatwe w odbiorze, zwłaszcza, jeśli wiążą się one z historią romantyczną, a tutaj z taką właśnie mamy do czynienia.
Ale zacznijmy od początku. Poznajemy młodą panią doktor, Kate, która zostaje oskarżona o popełnienie błędu w sztuce lekarskiej ze skutkiem śmiertelnym. Wszystkie dowody zdają się potwierdzać tą tezę, choć sama zainteresowana jest zdecydowana walczyć o swoje dobre imię. Jedynym rozwiązaniem wydaje się precyzyjnie zaplanowane morderstwo, jednak brak motywu zdaje się eliminować tą ewentualność.
Wszystko się zmienia, kiedy ginie kolejna osoba, a jej śmierć jest ewidentnym dziełem przestępcy. Moment ten jest przełomowy także dla adwokata, Davida, który miał pełnić rolę oskarżyciela na sali sądowej. Nowe fakty zmuszają go do zmiany stanowiska, przez co traci klientów a jego opinia jest zagrożona. Dodatkowo jego ogólna niechęć do lekarzy utrudnia zrozumienie, co tak naprawdę dzieje się wokół.
Wątek kryminalny w książce jest przedstawiony ciekawie, zagadka jest na tyle wciągająca, że trzyma w napięciu do końca. Domyśliłam się motywu jeszcze przed rozwiązaniem, jednak nie do końca byłam pewna, kto za tym wszystkim stoi. A trzeba tu powiedzieć, że chociaż nie popieram takich rozwiązań, to jestem skłonna uwierzyć w rozpacz i chęć ukrycia prawdy przez mordercę. Sytuacja okazała się naprawdę trudna, a dodatkowo wybierając taką metodę działania, sprawca uniemożliwił sobie rozwikłanie jej w sposób pomyślny.
Przyjrzyjmy się teraz głównym bohaterom. Jak już pisałam, książka ma charakter romansu, jest to tak naprawdę jej główny temat. I jak to w romansach często bywa, postacie wydają się bez skazy, wręcz idealne. Chociaż często czytam tego typu powieści, idealizowanie głównych bohaterów nadal mnie drażni i mi przeszkadza. Weźmy na przykład Kate, młodą panią doktor. Oczywiście piękna, wykształcona, inteligentna i ułożona. Jej nieliczne wady wydają się jeszcze potwierdzać jej wartość. Równie nieprawdziwie przedstawia się David, który w tak młodym wieku dorobił się własnej praktyki i zarabia olbrzymie pieniądze. I oczywiście nie na pieniądzach mu zależy, profity są tylko skutkiem ubocznym walki, jaką postanowił podjąć. Dodatkowo całe otoczenie zdaje się darzyć ich szczerym, bezinteresownym uczuciem sympatii. Brzmi wiarygodnie?

Podsumowanie

Liczyłam na książkę pełną wrażeń, a otrzymałam ciekawy, ale jednak romans. Nie czuję się jakoś bardzo zawiedziona, lubię oba gatunki literackie, chociaż wiem, że niektórzy czytelnicy mogą się poczuć lekko zaskoczeni takim obrotem spraw. Powieść przeczytałam dosłownie w chwilę, nie zajęło mi to więcej niż dwa wieczory, co przy tylu innych obowiązkach wydaje się rekordem. Już ten fakt może świadczyć o tym, że tekst mi się spodobał i mnie po prostu wciągnął mimo swoich wad.

W ostatnim czasie książki pochłaniam dosłownie w tempie niesamowitym. Niestety pisanie recenzji już mi tak szybko nie idzie, chociaż postaram się opisać wam wszystkie pozycje, do jakich uda mi się dobrać. Musicie tylko troszkę poczekać.




Copyright © 2014 Wilki Cztery , Blogger